Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Kandydaci na radnych gmin, powiatu i miasta. Zobacz, kto się zgłosił! [PEŁNE LISTY]

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościKoninianie maszerowali dla demokracji, ale nie wszyscy z miłości do Platformy

Koninianie maszerowali dla demokracji, ale nie wszyscy z miłości do Platformy

Dodano:
Koninianie maszerowali dla demokracji, ale nie wszyscy z miłości do Platformy

Mieszkanki i mieszkańcy regionu konińskiego razem ze wszystkimi krzyczeli słowa kryjące się za symbolicznymi ośmioma gwiazdkami, ale z równą energią zachęcali Lecha Wałęsę, żeby wreszcie skończył przydługie wychwalanie własnych dokonań.

Niedzielny marsz był na pewno sukcesem Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej, ale pojawiły się na nim sygnały ostrzegawcze, że jego uczestnicy nie są gotowi na udzelenie im bezwarunkowego kredytu zaufania.

Nie sposób oszacować, ile mieszkanek i mieszkańców regionu konińskiego wzięło udział we wczorajszym marszu w Warszawie przeciwko łamaniu zasad demokracji przez rządzących. Z samego Konina pojechały pełne trzy autokary, a - jak usłyszałem w biurze poselskim Tomasza Nowaka - chętnymi dałoby się zapełnić jeszcze dwa. W osobnych autobusach jechali mieszkańcy Koła, Słupcy i Turku. O liczbie osób, które przyjechały własnym transportem, najlepiej świadczą wypełnione tłumem stacje metra, jakie do tej pory widziałem tylko na filmach z Japonii: od tylnej ściany do krawędzi peronów szczelnie wypełnione ludzkimi głowami.

Nie będę się wypowiadał na temat liczby uczestników marszu, bo musiałbym tu powtarzać cudze szacunki, które wszystkim są znane. Wiem na pewno, że wczoraj wzięło w nim udział kilkakrotnie więcej ludzi, niż w manifestacji zorganizowanej przez Komitet Obrony Demokracji w maju 2016 roku.

Tym razem nie było mowy o swobodnym poruszaniu się między ludźmi po placu Na Rozdrożu, a im dłużej trwało oczekiwanie na sygnał do ruszenia marszu, tym robiło się ciaśniej. Był upał, więc bezczynne stanie w tych warunkach stawało się coraz bardziej uciążliwe. Niedaleko nas ktoś zapewne zasłabł, bo między ludźmi mozolnie zaczęła przedzierać się karetka, a po pewnym czasie druga.

Tym większą niecierpliwość zaczęli okazywać ludzie, kiedy przywitany zrazu owacyjnie Lech Wałęsa zaczął się rozwodzić nad swoimi zasługami, racząc zebranych dobrymi radami, co powinni zrobić, żeby pokonać opresyjny reżim. Wreszcie zmusili go do zakończenia okrzykami „ru-sza-my, ru-sza-my!”, co skwitował pretensją: „skoro nie chcecie mnie słuchać, to skończę”, ale za chwilę znów usiłował coś tam jeszcze dodać.

I nie był jedynym, któremu dano odczuć, że... mówi zbyt długo.

Kiedy padł wreszcie sygnał do rozpoczęcia marszu, czekający na placu Na Rozdrożu koninianie byli przekonani, że za chwilę ruszą z miejsca. Tymczasem czas płynął, a tłum stał w miejscu. Zebrani urozmaicali sobie czas czytaniem przywiezionych ze wszystkich stron Polski transparentów, na przykład „Mateusz, przepisałeś już Polskę na żonę?” lub „Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi chędożyć ich wytrwale to jedno się godzi”. Co chwila wybuchały salwy śmiechu, bo mimo niedogodności dobre humory dopisywały.

Kiedy usłyszałem w głośnikach, że czoło marszu dochodzi do pałacu prezydenckiego, a więc jest już 2,5 km przed nami, zdecydowałem się poszukać cienia na chodniku. Opuściłem konińską grupę i już do końca marszu nie udało mi się do niej wrócić.

Ruszyliśmy dopiero o czternastej i nie był to marsz, tylko powolne dreptanie. Ludzie szli całą szerokością jezdni i oboma chodnikami. Najlepsze warunki panowały po lewej stronie, bo tu był cień, ale trzeba było uważać na słupki stojące przy krawężnikach i inne niewidoczne z poziomu oczu przeszkody.

Na plac Trzech Krzyży wszedłem chodnikiem, który poprowadził mnie z lewej strony ogrodzenia budowy okalającej kościół św. Aleksandra.

Poczucie mocy, jakie daje udział w wydarzeniu gromadzącym kilkaset tysięcy ludzi, złączonych wspólną myślą, wzajemną życzliwością i niechęcią do wspólnego ciemiężcy walczyło o lepsze ze zmęczeniem wynikajacym z przebywania w ciasnocie. Wreszcie potrzeba odpoczynku zwycieżyła i skręciłem w Bracką, która wyprowadziła mnie na Aleje Jerozolimskie. Do ronda de Gaule’a, którędy szli uczestnicy marszu, miałem stąd niewiele ponad sto metrów. Dopiero później się dowiedziałem, że gdybym poczekał kilka minut, spotkałbym grupę z Konina. Nie wiedziałem o tym i przekonany, że wciąż ich gonię, ruszyłem Nowym Światem w stronę Krakowskiego Przedmieścia.

Pięć, może dzisięć minut później usłyszałem w głośnikach, że zgromadzenie zostaje... rozwiązane. W tej samej chwili koninianie opuszczali dopiero rondo de Gaule’a, z którego do końca trasy przemarszu były jeszcze dwa kilometry! A przecież za nimi nadal ciągnęły wielkie tłumy ludzi, którzy wcześniej czekali na swoją kolej w dochodzących do placu Na Rozdrożu Alejach Ujazdowskich i Agrykoli.

Wszyscy szli dalej, bo trzeba było wykrzyczeć pod pałacem prezydenckim (pustym oczywiście), jaka przyszłość czeka Andrzeja Dudę, a poza tym autobusy czekały na wszystkich za kościołem świętego Jana tuż przy nadwiślańskich fontannach.

Przed odjazdem spora część przyjezdnych poszła na obiad lub kawę z ciastkiem. Inni szukali toalety, pytając o to lub owo policjantów, którzy byli uczynni i uprzejmi. Kiedy zaraz po przyjeździe zobaczyliśmy, że nie zasłaniają twarzy kominiarkami i mają na mundurach naszywki z nazwiskami, wiedzieliśmy, że nie są nastawieni na konfrontację.

Chyba nikt, włącznie z organizatorami i władzami Warszawy, nie spodziewał się aż tak wielkiej frekwencji. Widać to było choćby po tym, że władze Warszawy wystawiły za mało koszy na śmieci, wokół których leżały stosy pustych butelek po wodzie.

Opozycja a przede wszystkim Platforma Obywatelska już ogłasza, że to był przełom, który pozwoli wygrać jesienią z PiS-em. Wczorajszy sukces bez wątpienia przegraną rządzących przybliżył, ale na pewno niczego nie przesądził. Marsz był tak liczny również dlatego, że wzięli w nim udział nie tylko miłośnicy PO. Wiele osób z niesmakiem przyjmowało wiecowe pokrzykiwania, że zwyciężymy (oczywiście Platforma Obywatelska na czele z Donaldem Tuskiem), a potem wszystko będzie lepiej, nawet to co za rządów PO wcale lepsze nie było.

Choć Platforma Obywatelska jest partią największą, nie powinna zapominać, że wielu wyborców głosuje na jej kandydatów z braku lepszej alternatywy. A jeśli sukces uderzy politykom tej partii do głowy i przelicytują, ta część elektoratu znów zostanie w domu.

Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Koninianie maszerowali dla demokracji ale nie wszyscy z miłości do Platformy
Czytaj więcej na temat:wielki marsz
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole