Kto zatrzymał pierwszomajowy pochód? Wspomnienia sprawozdawcy sprzed 60 lat
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Tak samo jak wielu innych uczestników pochodu Mieczysław Bryzgalski doskonale wiedział, bo widział i słyszał, że „stój” krzyknął jeden z młodych inżynierów, który był znanym w elektrowni kawalarzem. Jednak nikt go nie wydał, bo dla wszystkich było oczywiste, że w razie ujawnienia skończy się to dla niego wyrzuceniem z pracy.
Zaczęło się od referatów
Mój rozmówca został sprawozdawcą pochodów pierwszomajowych w Koninie, ponieważ Komitet Powiatowy PZPR wyznaczył do tego zadania Elektrownię Konin, która miała odpowiedni sprzęt i ludzi. Dlaczego akurat ta firma? Bo obok kopalni tylko ona – a nie było wtedy jeszcze ani huty, ani FUGO, ani też Elektrowni Pątnów - miała wtedy tak dużą liczbę pracowników, że dysponowała własnym radiowęzłem, a więc i odpowiednim sprzętem nagłaśniającym.
Naturalną koleją rzeczy dyrektor Franciszek Chmiel zlecił tę robotę Mieczysławowi Bryzgalskiemu, który został zatrudniony w elektrowni w 1957 roku krótko po ukończeniu poznańskiego Technikum Łączności. Był więc specjalistą od nagłośnienia, a przy okazji razem z kolegami czytał zlecone referaty i komunikaty przeznaczone dla uszu załogi.
Teraz nowy Konin
Przygotowanie nagłośnienia pochodu polegało wtedy na doprowadzeniu do wozu transmisyjnego kabli od dwóch mikrofonów: jeden znajdował się na trybunie a drugiego używał sprawozdawca, w którego wcielał się Mieczysław Bryzgalski. Wóz transmisyjny czyli popularna wtedy nyska stał między apteką a restauracją Europa, a obsługą wzmacniacza podłączonego do kilku zaledwie głośników zajmował się Włodzimierz Schlender. Opisany wyżej pochód był pierwszym obu panów w tej roli. Krótko potem, w roku 1963 lub 1964, po raz pierwszy trybunę dla oficjeli ustawiono w nowym Koninie.
Na podstawie niezbyt wyraźnego zdjęcia z gazety przez lata sądziłem, że stała przy ulicy Dworcowej, tuż przed skrzyżowaniu z Alejami 1 Maja. Dopiero Mieczysław Bryzgalski uświadomił mi, jak bardzo się myliłem. Doskonale zapamiętał bowiem, że trybuną zastawiono wtedy wjazd w Aleje 1 Maja od strony wschodniej, a więc od restauracji „Kolorowa”.
– Ja znajdowałem się na dachu najbliższego baraku i stamtąd relacjonowałem przebieg pochodu – wspomina. Ten dach lub – jak w przypadku opisanego wcześniej pochodu w starym Koninie – okno, z którego dało się obserwować manifestantów, był bardzo ważny. – Miałem wprawdzie scenariusz wypracowany podczas roboczych spotkań, jakie zawsze odbywały się na trzy, cztery tygodnie przed pierwszym maja – tłumaczy – ale zdarzały się różne niespodzianki: albo była zmiana kolejności poszczególnych reprezentacji, albo pojawiał się jakiś związek taksówkarzy, który nie był ujęty w scenariuszu, i w takiej sytuacji trzeba było na bieżąco to wszystko korygować.
Wszystkiego nie wypijcie
I właśnie podczas tego pierwszego pochodu przed trybuną ustawioną w nowym Koninie przydarzyła im się wpadka. Otóż dla kolegi, który miał pomóc w montażu i demontażu aparatury, szczególnie bardzo ciężkich megafonów, z których każdy ważył po 25 kilogramów, przygotowali alkohol, często wówczas wykorzystywany w charakterze waluty rozliczeniowej za przysługę.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.