Kto zatrzymał pierwszomajowy pochód? Wspomnienia sprawozdawcy sprzed 60 lat
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
– Umówiliśmy się, że po wszystkim on odłączy te zewnętrzne głośniki, a pozostawi odsłuch z mikrofonu jedynie u siebie, żebyśmy mieli jeszcze kontakt – pamięta Mieczysław Bryzgalski. - Nie mogliśmy tego sprawdzić, bo nie było wtedy radiotelefonów, więc jak usłyszeliśmy w pewnym momencie takie charakterystyczne „pyk”, pomyśleliśmy: „no to wyłączył głośniki”. Żaden z nas już nie pamięta, który chwycił wtedy za mikrofon i powiedział: „tylko wszystkiego tam nie wypijcie”. Zamarliśmy, kiedy te słowa zabrzmiały wokół nas, wzmocnione przez potężne megafony... Na szczęście było już po pochodzie, ludzie się rozchodzili, rozmawiali, w każdym razie żadnej afery z tego nie było.
Pochód na Przemysłowej
Również od Mieczysława Bryzgalskiego dowiedziałem się rzeczy dla mnie nowej, mianowicie że następny pochód w nowym Koninie szedł w górę ulicą Przemysłową, a trybuna, wyjątkowo z racji trudnej lokalizacji mała, stała po prawej stronie, gdzie dzisiaj zaczyna się teren szkoły medycznej. A pamiętać trzeba, że wtedy nie było tam żadnych budynków – ani policji, ani szkoły. Po drugiej stronie ulicy zbudowano estradę i tam odbywały się później występy artystyczne.
I dopiero od następnego roku – najprawdopodobniej 1964, najpóźniej mógł to być 1966, bo z tego czasu dysponujemy już zdjęciami ze szkolnych kronik - pochody szły Alejami 1 Maja. Trybunę ulokowano wtedy naprzeciwko kopalnianego biurowca, tuż obok wyburzonej kilka lat temu kamienicy. – I od razu ktoś wpadł na pomysł, żeby sprawozdawcę umieścić na balkonie sąsiedniej willi (wybudowanej przed wojną przez Władysława Nowaczyka, o czym pisałem w artykule „Willa komendanta policji z Gosławic wciąż stoi przy Alejach”- dop. RO). I tak to trwało przez parę lat.
I już nie wrócił
Pod koniec lat sześćdziesiątych, w 1969 albo 1970 roku, Mieczysław Bryzgalski podczas kolejnego spotkania organizacyjnego przed pierwszym maja oświadczył, że nie jest już w stanie sam relacjonować pochodu. - Początkowo te pochody były proste do prowadzenia, bo Konin nie liczył jeszcze tylu mieszkańców i nie było jeszcze tylu szkół i zakładów pracy. – Przypomina mój rozmówca. – Poza tym w pewnym momencie zaczęło mnie już razić to tytułowanie się towarzyszem, bo ja też do nich musiałem się w taki sam sposób zwracać, a przecież do partii nie dałem się zapisać.
Okazało się, że komitet partii nie widzi problemu i przydzielono panu Mieczysławowi do pomocy Ryszarda Sławińskiego i Stanisława Sroczyńskiego.
- Dogadaliśmy się, że będziemy te materiały czytali we trzech, tylko Rysiu mnie poprosił, żebym zaczął. Akurat była piękna pogoda, więc zacząłem z patosem: „Nad nami piękne błękitne włoskie niebo...”. Zrobiłem wstęp, oddałem mikrofon Rysiowi i jak zobaczyłem, że dobrze im idzie, zszedłem na dół. I już nie wróciłem.
Artykuł jest ilustrowany zdjęciami z różnych pochodów pierwszomajowych, ale akurat tych, o których mowa wyżej, tu nie ma. Ponieważ na pewno nie jest to ostatnie wspomnienie na ten temat, będę bardzo wdzięczny za zdjęcia i relacje z tamtych czasów.