Uzbrojeni policjanci i naoczny świadek. Trzecia odsłona procesu Sławomira L.

Naoczny świadek tragedii sprzed ponad 4 lat zeznawał przed kaliskim sądem. Wiemy, dlaczego zdecydowano się na nadzwyczajne środki ostrożności.

Policjanci z zakrytymi twarzami, kontrola uczestników rozprawy, a nawet sprawdzanie mebli stojących na korytarzu w Sądzie Okręgowym w Kaliszu. O tym informowaliśmy rano na portalu LM.pl. Po rozprawie wiemy już, że wprowadzone specjalne środki ostrożności związane były z wpisem w mediach społecznościowych. Ojciec nieżyjącego Adama Cz. w wulgarnych słowach wyrażał się o policjantach i groził oskarżonemu Sławomirowi L.

– Myślisz, że nie wiem gdzie mieszkasz, jesteś w błędzie – to jedyne co można zacytować z wpisu Artura Czerniejewskiego.

Dzisiaj mężczyzna tłumaczył się z tego przewodniczącej składu sędziowskiego. Niestety jego słowa nie były słyszalne dla publiczności, ponieważ wyjaśnienia składał przy stole sędziowskim. Doskonale słychać było natomiast zeznania 76-letniej mieszkanki bloku przy ul. Wyszyńskiego, która widziała tragiczne zdarzenie. Pisaliśmy o tym w styczniu ubiegłego roku w artykule „Jest naoczny świadek tragedii sprzed 2 lat. Wiemy jak zginął Adam Cz.!”. Kobieta ze względu na stan zdrowia nie mogła przyjechać do Kalisza. Została przesłuchana w formie wideokonferencji.

- Mam okno na plac zabaw. Cały czas mam przed oczami to wszystko co się wydarzyło - mówiła. - Bramka na plac zabaw była wtedy zamknięta. Chłopak krzyczał „j…ć psy” i bardzo szybko biegł, a policjant za nim. Ten chłopak zrobił skręt i w międzyczasie policjant dobiegł, wskoczył na ten chodnik i stanął przed nim. Chłopak zahaczył lewą nogą o chodnik. Rozpoczęła się szarpanina, a w jej trakcie padł strzał. Policjant trzymał go na jednej ręce, patrzył mu w twarz i krzyczał: patrz na mnie, nie zamykaj oczu. Pociągnął klamkę od placu zabaw, wciągnął na rękach chłopaka na ten plac zabaw i położył go na chodniku. Wołał do niego, klęczał i zaczął go reanimować. Podniósł kurtkę chłopaka. Miał białą koszulę, na której była duża czerwona plama. Opuścił kurtkę i przeraźliwym głosem krzyczał „Marcin, dzwoń po pogotowie”. Odeszłam wtedy od okna – dodała.

Kobieta podkreśla, że po tej tragedii była w szoku i nie otwierała drzwi, kiedy pukali do niej policjanci. Dopiero po 2 latach, gdy pod blokiem po raz kolejny nagrywany był program z udziałem Arturem Czerniejewskim, zdecydowała się przerwać milczenie.

– Myślałam, że jak w bloku jest kamera to wszystko się wyjaśni. Stacje telewizyjne przyjeżdżały z ojcem tego chłopaka i słyszałam jak on mówił nieprawdę. Nie wytrzymałam, wyszłam. Wyrzuty sumienia nie pozwalały mi dalej milczeć – mówiła w sądzie mieszkanka wieżowca. - Nie widziałam momentu, kiedy policjant wydobył broń z kabury, ani czy ten chłopak coś trzymał w ręku. Do tego tragicznego zdarzenia doszło w trakcie szarpaniny. Moim zdaniem to był nieszczęśliwy wypadek – dodała.

Pełnomocnik Artura Czerniejewskiego dopytywał, dlaczego 76-latka nie wpuściła policjantów i nie powiedziała o tym bezpośrednio po zdarzeniu.

– Byłam w szoku. Czegoś takiego nie widziałam. To dla mnie też jest trauma – odparła.

Świadek nie wszystko pamiętała. Nie wiedziała na przykład, czy policjant miał na głowie czapkę i jakiego ona była koloru. Nie umiała też powiedzieć, czy strzał padł z przodu, czy z tyłu.

– Ten chłopak się próbował wyrwać. Wszystko się działo bardzo szybko – podkreślała.

Poza naocznym świadkiem zdarzenia zeznania w kaliskim sądzie składali inni mieszkańcy wieżowca przy ul. Wyszyńskiego, a także przyjaciel nieżyjącego 21-latka oraz ratownicy medyczni i lekarka z karetki, która przyjechała udzielić pomocy Adamowi Cz.