Władze Konina znów meblują nam miasto po swojemu
KONIN JEST NASZ
Coraz bardziej widoczne na konińskich chodnikach i skwerach są białe klocki z betonu, które gdzieniegdzie zamieniły się już w ławki i donice. Wraz z nimi pojawiły się głosy krytyczne.
Przeciwnicy nowych elementów w przestrzeni Konina mają pretensje, że nowe ławki i donice są wizualnie ciężkie i przytłaczające, a w niektórych miejscach są tak ustawione, że stanowią wręcz zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. Kwestionowana jest też idea donic na terenach zielonych, gdzie rośliny lepiej będą się rozwijały, jeśli zostaną posadzone bezpośrednio w ziemi. Poza tym donice wymagają systematycznego podlewania, co generuje koszty, a więc istnieje obawa, że czynność nie będzie wykonywana z odpowiednią częstotliwością.
Ławki i donice w tym kształcie zostały pomyślane jako tak zwane „meble miejskie” i są elementem „Standardów dbania o przestrzeń miejską”. Ich opracowanie zasługuje na pochwałę, podobnie jak pomysł, żeby Konin został wyposażony w identyczne „meble”, które nadają przestrzeni miasta jednolity charakter.
Nie jest moim zamiarem wypowiadania się na temat trafności doboru owych mebli, bo – podobnie jak przy innych pomysłach dotyczących estetyki – uznaję się za niekompetentnego, a poza tym każdy ma prawo do swojego gustu. Trudno też wyrobić sobie zdanie na ich temat, kiedy większość nie jest jeszcze wykończona i nie widać całości. Kto jeszcze nowych „mebli miejskich” nie widział, może je zobaczyć na załączonych zdjęciach.
Uważam jednak, że władze miasta znów zapomniały zapytać o zdanie mieszkańców. Bez względu na jakość dyskusji, jaka by się wtedy przetoczyła przez różne fora, nie dałoby się powiedzieć, że koninianie zostali zaskoczeni. A tak konińscy decydenci zachowali się jak administrator bloku, który wchodzi ludziom do mieszkań i wstawia zaprojektowane przez siebie meble. Miasto też jest przecież naszym mieszkaniem i dobrze byłoby mieć wpływ na to, jak zaaranżowana jest przestrzeń, w której się poruszamy. A tak głosów krytycznych pewnie jeszcze przybędzie.
Jeśli miałbym już dzisiaj za coś twórców „miejskich mebli” skrytykować, to byłby to brak jakiegoś wspólnego znaku identyfikacyjnego, który mógłby być swoistą marką Konina. O elementy małej architektury mieszkańcy upominają się od lat przy każdej niemal edycji Konińskiego Budżetu Obywatelskiego: ławeczki, koniki i kilka innych pomysłów, których już dzisiaj nie pamiętam. W każdym mieście takie właśnie drobiazgi budzą olbrzymie zainteresowanie i są chętnie fotografowane. Na przykład koniki umieszczone przy każdym takim skupisku „miejskich mebli” przydałyby tym miejscom dodatkowej treści, przypominały o nazwie miasta i jego symbolice. To nie muszą być zresztą tylko koniki, bo mamy przecież słup drogowy, wyjątkowy architektonicznie kościół św. Andrzeja i zamek w Gosławicach i kilka jeszcze innych elementów, którymi możemy się pochwalić.
A tak nie mogę pozbyć się wrażenia, że rządzący Koninem za wszelką cenę usiłują pozostawić po sobie coś mocno rzucającego się w oczy, o czym przynajmniej jakaś część mieszkańców będzie mogła z wdzięcznością pomyśleć, kładąc w kwietniu krzyżyk przy nazwisku tego czy innego kandydata na prezydenta Konina. Takie postępowanie uważam za niemądre, nie wspominając już o tym, że może się okazać przeciwskuteczne. Ale o tym przekonamy się najpierw, kiedy nowe „miejskie meble” pokazą się w całej okazałości, a potem po ogłoszeniu wyniku kwietniowych wyborów. Na które na szczęście będą miały wpływ nie tylko „miejskie meble”. Ale o tym napiszę więcej innym razem.