Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościBez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...

Bez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Bez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...

Młode małżeństwo nie chciało zatrudniać nikogo obcego, a sami nie byli w stanie prowadzić dworcowego bufetu, więc Kazimierz Jankowski szybko sprowadził do Konina rodziców i rodzeństwo. Z zaopatrzeniem w tych pierwszych powojennych latach nie było łatwo. Na wszystko musieli mieć rachunki, a często mieli do wyboru: kupić coś nieoficjalnie, na tak zwanym czarnym rynku lub wcale. – Obiadu ani gorących dań w bufecie nie mieliśmy – wspomina Zofia Jankowska. – Na pewno były kanapki, kiełbasa, herbata i piwo beczkowe z konińskiego browaru.

Motocyklowy rajd bez ręki

Bufet przynosił dochody na tyle dobre, że po pewnym czasie cichy wspólnik został spłacony, a państwo Jankowscy rozpoczęli budowę domu naprzeciwko dworca, nieco na lewo od miejsca, gdzie dzisiaj jest północny wjazd w ulicę przed galeriowcem. – Mimo braku ręki, tata doskonale sobie radził – opowiada Elżbieta Majewska, córka państwa Jankowskich. - Pisał specyficznie, jak leworęczny, ale czytelnie, ładnie malował, grał na pianinie. Lubił majsterkować: potrafił naprawić zegarek, robił jakieś tam pozytywki grające, pamiętam grającą papierośnicę. Myśmy tu szafki nawet robili – śmieje się moja rozmówczyni – tylko musiał mu ktoś pomóc i przytrzymać, i to często była moja rola.

Wiele osób wspomina też Kazimierza Jankowskiego na motocyklu DKW, zwanym dekawką. Pod koniec lat pięćdziesiątych brał udział w rajdzie motorowym, na którym pełnił rolę lisa, uciekającego przed pozostałymi uczestnikami imprezy. - Potem już tylko motorowerkami jeździł, bo z powodu swojej ułomności nie mógł mieć prawa jazdy na cięższe motory.

Domiar, wymiana i bankructwo

Kiedy budowa domu zbliżała się już do końca, państwo Jankowscy zbankrutowali. Powodem było naliczenie przez urząd skarbowy domiaru podatkowego i wymiana pieniędzy. Tak zwany domiar naliczano w czasach poprzedniego ustroju, kiedy urzędnik skarbowy dochodził do wniosku, że przedsiębiorca ukrywa dochody, i nie musiał mieć na to jakichkolwiek dowodów. Ale i z domiarem Jankowscy by sobie poradzili, gdyby nie wymiana pieniędzy, którą ogłoszono w niedzielę, 29 października 1950 r. - W sobotę tata wypłacił pieniądze, żeby w poniedziałek zanieść je do urzędu skarbowego i zapłacić ten domiar - opowiada Elżbieta Majewska – a w poniedziałek ich wartość stopniała o dwie trzecie.

Wymiana pieniędzy wymierzona była bowiem w ludzi, którzy większe sumy trzymali w domu, zamiast w banku, a więc przede wszystkim w prywatnych przedsiębiorców („spekulantów”), którzy do państwowych banków nie mieli zaufania, a poza tym musieli mieć gotówkę na zakupy na czarnym rynku. O ile lokaty bankowe przeliczono na nowe pieniądze w stosunku sto do jednego, to już nieszczęsny posiadacz gotówki za takiego samego złotego musiał oddać aż trzysta starych złotych. To dlatego państwo Jankowscy zapłacili 30 października tylko jedną trzecią sumy wyliczonej przez urząd skarbowy, a resztę przez lata spłacali z pensji, jakie zarabiali na państwowych już posadach.

Tylko kiosk przetrwał

Zofia Jankowska nie jest pewna, ale wydaje jej się, że po ich odejściu bufet został upaństwowiony. Przetrwał za to kiosk, prowadzony w budynku dworcowym przez Józefa Czajkę, ojczyma Kazimierza Jankowskiego. - Można było u niego kupić papierosa z lufką i przypałką - wspomina Janusz Rogowski, który mieszkał do 1964 r. w budynku dworca, gdzie jego ojciec – dyżurny ruchu - miał służbowe mieszkanie.

Bez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...
Bez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...
Bez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...
Bez prawej ręki jeździł motorem, grał na pianinie, malował...
Jankowscy5
Jankowscy6
Jankowscy7
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole