Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościNa trop Bielaja naprowadziła milicję książka telefoniczna

Na trop Bielaja naprowadziła milicję książka telefoniczna

Dodano:
Na trop Bielaja naprowadziła milicję książka telefoniczna

Ponieważ nie udało się znaleźć maszyny, na której zostały napisane anonimy, wysłane do piątki mieszkańców Konina, i żądanie okupu za porwaną lekarkę z Płocka, kapitan Jan Dzięcielski zadał sobie pytanie: kim mógł być ich autor?

„W dniu 12 lutego 1971 r. przeprowadziłem rozmowę z Marianem Antczakiem na okoliczność jego kontaktów oraz ewentualnego wytypowania z jego środowiska sprawców listów anonimowych. Wskazał mi wiele osób, również z własnej rodziny. Jednak po opisaniu ich charakteru, osobowości, wykształcenia doszedłem do wniosku, że żadna z nich nie może być wzięta pod uwagę w poszukiwaniach za autorem anonimów.” – Napisał oficer milicji w notatce służbowej z tej rozmowy.

Zdradziło go nadmierne gadulstwo

I wtedy śledczy sięgnął do wiedzy o poszukiwanej osobie, jaką uzyskał od biegłych, którzy rozebrali treść listów z pogróżkami i żądaniem okupu na czynniki pierwsze. Ich autora cechowało, ich zdaniem, nadmierne gadulstwo, swoboda stylu, krótko mówiąc sposób pisania, jaki charakteryzuje osoby sprawnie władające piórem. Kiedy kapitan Dzięcielski podpowiedział Marianowi Antczakowi, że autorem anonimu mogła być osoba zawodowa parająca się pisaniem, na przykład dziennikarz, ten natychmiast przypomniał sobie o Zygmuncie Bielaju, który mieszkał w jego sąsiedztwie, tuż przy stadionie sportowym przy dzisiejszej ulicy Dmowskiego (fot. nr 1). Niegdyś dziennikarzu, potem hodowcy pieczarek i kurczaków, a w tamtym czasie królików.

Kiedy okazało się jeszcze, że Bielaj ma jasnego trabanta, do jakiego wsiadała doktor Kamińska, kiedy widziano ją po raz ostatni żywą, a samochód z jego numerami rejestracyjnymi PC 9643 odnotowano na trasie do Pleszewa, przy której autor listu z żądaniem okupu chciał dokonać wymiany pieniędzy za lekarkę, stał się podejrzanym numer jeden.

Winien był bankowi ponad ćwierć miliona

Teraz biegli otrzymali jako materiał porównawczy artykuły, pisane przez Zygmunta Bielaja, kiedy był jeszcze korespondentem Gazety Poznańskiej, oraz pisma, składane przez niego do urzędów: „W zabezpieczonych dokumentach Z.B. przejawia taką samą tendencję do nieregularnego marginesu prawego, co autor listów konińskich. W artykułach prasowych wykazuje skłonność do nadużywania spójników »jeżeli« i »ale«, jaka to tendencja występuje także w listach płockich” - Stwierdzili. Śledczy szybko też ustalili, że Zygmunt Bielaj winien był bankowi 258 tys. złotych, co wobec faktu, że za uwolnienie Stefanii Kamińskiej zażądano 300 tys., stanowiło poważną poszlakę obciążającą byłego konińskiego dziennikarza.

Do zatrzymania podejrzanego doszło na początku marca 1971 r. – Aresztowali go pod księgarnią, której jego żona była kierowniczką – pamięta Zbigniew Winczewski. – Podwiózł ją do pracy i podszedł do kiosku, który stał wtedy po drugiej stronie ulicy (fot. nr 2). Tam założyli mu na ręce kajdanki.

Podejrzany dziennikarz utopił maszynę do pisania w bagnie
Podejrzany dziennikarz utopił maszynę do pisania w bagnie
Podejrzany dziennikarz utopił maszynę do pisania w bagnie
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole