Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościDo dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina

Do dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Do dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina

Jak się okazało, właściciel domu był myśliwym i miał zezwolenie na jej posiadanie. W domu nie było rodziców, jednak młodzi mężczyźni zeznali, że nie dotykali broni, a w ogóle to nie wychodzili z domu.

Gdzie są kości?

Mimo penetracji terenu, przeszukań okolicznych posesji, niczego istotnego nie znaleziono, jeśli nie liczyć łuski, która idealnie pasowała do myśliwskiego sztucera. Łuska leżała za posesją właściciela broni, a i on sam przyznał, że może ona pochodzić z należącego do niego sztucera – w końcu cały czas przecież poluje i nie jest wykluczone, że któraś z łusek gdzieś została zagubiona. Na biurko oficera prowadzącego śledztwo dostarczono z Łodzi akta sprawy, w której ofiara zabójstwa na zlecenie została zastrzelona z podobnej broni.

Okazało się, że obrażenia były również podobne. Jednak istniała też poważna różnica. O ile w łódzkiej sprawie mężczyźnie także odstrzelono spory fragment głowy, to ten fragment leżał w jego nogach. W Koninie natomiast znaleziono wprawdzie odpryski tkanki na bramie, ścianie i ulicy, jednak nie na tyle, żeby dało się zrekonstruować głowę. O ile można przyjąć, że część śladów zmył deszcz, to nie mogły rozmyć się fragmenty kości czaszki, choćby nie wiadomo jak bardzo były rozdrobnione.

Rury wybuchowe

Dużo bardziej obiecującego dla wyjaśnienia sprawy znaleziska dokonano w pobliżu hotelu Sonata. Był to prostokątny kawałek grubej stali o wymiarach mniej więcej dziesięć na dziesięć centymetrów. Był osmalony, co sugerowało działanie środków pirotechnicznych. Po dalszych poszukiwaniach, pomiędzy stalowymi konstrukcjami niedoszłego hotelu FUGO (znajdowały się wtedy między kładką nad torami a hotelem Sonata) natknięto się na stalową rurę długości prawie trzydziestu i średnicy dziewięciu centymetrów.

Szybko zidentyfikowano jej właścicieli. Okazało się, że od pewnego czasu grupa mieszkańców pobliskich bloków przeprowadzała tam eksperymenty pirotechniczne. Zaczęli od detonowania pustych opakowań po dezodorantach, ale efekt był ich zdaniem zbyt skromny. Tymczasem w wakacje ojciec jednego z nich robił akurat ogrodzenie działki ogrodniczej, co otworzyło przed nimi nowe możliwości.

Siatka ogrodzeniowa była montowana na metalowych rurach, które domorośli pirotechnicy postanowili pociąć i wykorzystać do konstrukcji czegoś, co nazwali rurą wybuchową. Do takiej rury sypali odpowiednio spreparowaną mieszaninę i zaspawywali z obu stron kawałkami grubej blachy. Z boku pozostawiali otwór, przez który dokonywali odpalenia.

Podpalali i uciekali

Cała grupa piromanów liczyła wprawdzie sześć osób, ale odpalenia dokonywało zawsze tylko dwóch. Reszta przyglądała się poczynaniom kolegów spod hotelu Sonata. W zachodniej części konstrukcji znajdował się fragment muru z prefabrykatów. Na jednym z jego okien Łukasz K., który odgrywał w tym gronie, jak się wydaje, rolę wodza i pierwszego fachowca od pirotechniki, i Andrzej P. oraz w jednym przypadku Robert I., dokonywali odpalenia. Odbywało się to w ten sposób, że jeden zapalał siarkę, a drugi spychał rurę na drugą stronę muru, po czym obaj co sił w nogach uciekali.

Do dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole