Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościDo dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina

Do dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Do dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina

Z powyższego widać wyraźnie, że cało to towarzystwo doskonale sobie zdawało sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niosą z sobą ich eksperymenty. Żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo, sami stawali za murem, a ich koledzy w oddaleniu. Nie zastanawiali się zapewne nad losem ewentualnych przechodniów, którzy dość licznie pokonują tamtędy trasę od przejazdu kolejowego na Zatorze.

Zdradził go wariograf

Kiedy sprawa wyszła na jaw, przeprowadzono przeszukania u wszystkich członków tej grupy. U Łukasza K. znaleziono jeszcze dwie wypalone już rury oraz słoik z mieszaniną pirotechniczną. Okazało się, że najprawdopodobniej dokonali już co najmniej czterech wybuchów: 13, 15, 16 i 17 sierpnia. Jednak przesłuchiwani stanowczo i zgodnie twierdzili, że detonacje były tylko trzy: 13, 16 i 17 sierpnia. Choć piętnastego do południa szykowali na działkach rurę, stanowczo wypierali się, jakoby mieli mieć cokolwiek wspólnego ze śmiercią na ulicy Torowej. Oni tego dnia żadnych wybuchów nie robili.

Łukasz K. twierdził, że nie dokonywali tego dnia wybuchu, ponieważ na 18.00 szedł do pracy. W jego firmie potwierdzono, że zjawił się tam o 17.45. Ale by dojść spod Sonaty do wieżowca, w którym mieszka, wystarczy przejść przez ulicę i minąć jeden blok, razem raptem może dwieście metrów. Wystarczy na to niespełna pięć minut. Tam mógł już wsiąść do swojego samochodu, a pracuje w Koninie. Mężczyzna był do tego stopnia pewny siebie, że zgodził się poddać badaniom na wariografie czyli tak zwanym wykrywaczu kłamstwa, Wynik był dla niego niekorzystny, ale wciąż brakowało innych dowodów.

Z braku dowodów

Badania nad skonstruowanym przez mieszkańców Zatorza urządzeniem potwierdziły, że mogło mieć ono olbrzymią moc. Przy odpowiednich proporcjach mieszanki można było uzyskać 80 procent siły oryginalnego materiału wybuchowego. Jednocześnie biegły medyk stwierdził, że to, co zabiło Krzysztofa nadleciało najprawdopodobniej z jego prawej strony, a więc od strony metalowych konstrukcji, gdzie były odpalane bomby rurowe. Ale tylko najprawdopodobniej.

Po ponad rocznym śledztwie, które w Koninie prowadziła grupa kilku policjantów, wspierana zależnie od potrzeb przez innych funkcjonariuszy, licznych biegłych z Komendy Głównej Policji oraz specjalistycznych instytucji, sprawa utknęła w martwym punkcie. Nie było narzędzia, które zadało śmierć, nie było też żadnych śladów na ciele zmarłego, które mogłyby wskazać, co to było za narzędzie lub substancja.

21 września 1998 r. śledztwo zostało umorzone. Córka mężczyzny była wtedy zbyt mała, żeby pamiętać swojego ojca - miała zaledwie 2,5 roku. Czy dowie się kiedykolwiek, kto odpowiada za jego śmierć? 

Robert Olejnik

strona 3 z 3
Do dzisiaj nie wiadomo, co zabiło na Torowej mieszkańca Konina
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole