Dyrektor kopalni, który powiatowego komitetu PZPR nie lubił
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Bo przypomnieć trzeba, że tuż po wojnie państwo nie bardzo wiedziało, co zrobić z konińską kopalnią, ponieważ na ziemiach polskich węgla brunatnego nigdy wcześniej nie wydobywano i nikt się na tym nie znał. Z tego powodu po 1945 roku tak odkrywka jak i brykietownia w Morzysławiu funkcjonowały głównie dzięki uporowi samej załogi, dla której była to jedyna szansa na pracę. Ale kiedy blok socjalistyczny stanął do rywalizacji z kapitalistycznym Zachodem, polscy planiści docenili konińskie złoża i w połowie 1950 roku powołano do życia Dyrekcję Budowy Zakładów Koksochemicznych „Konin”, którym pół roku później zmieniono nazwę na Przedsiębiorstwo Przeróbki Węgla Brunatnego.
Kombinat, jak go nazwali miejscowi, miał przerabiać węgiel na koks i gaz oraz oleje, parafinę i inne pochodne smoły węglowej. Planowano też zbudować elektrownię i drugą brykietownię, o wydajności kilkakrotnie większej od już istniejącej.
Dyrektor na odległość
Po nominacji Karol Śniegoń urzędował początkowo w Żarach a później we Wrocławiu, bo tam była siedziba firmy. Do Konina przyjeżdżał raz albo dwa w miesiącu na – jak to nazwał Mieczysław Przysucha – inspekcje, podczas których wydawał dyspozycje.
Wraz z powołaniem do życia kombinatu Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego dała zielone światło dla budowy odkrywek Niesłusz i Gosławice. Sprawa się jednak przeciągała, bo projekt eksploatacji „Niesłusza” został zatwierdzony dopiero po półtora roku, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Karol Śniegoń przeniósł się do Konina. I wydawało się, że od tej chwili realizacja ambitnej inwestycji ruszy z kopyta, bowiem w lutym 1952 roku rząd podjął decyzję, że opracowanie projektu budowy kombinatu „Konin" zostanie zlecone fachowcom z Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Mieszkał nad biblioteką
Po przyjeździe do Konina Karol Śniegoń, podobnie jak część inżynierów i techników, ściąganych na gwałt do młodej firmy, zamieszkał w budynku przedwojennego syndykatu rolnego przy ulicy Wojska Polskiego, naprzeciwko willi Reymondów. - Mieszkaliśmy w trójkę na pierwszym piętrze od strony podwórza, a dyrektor Śniegoń od strony rzeki – zapamiętał Józef Starosta. Na tym samym piętrze mieszkali wtedy również między innymi Zbigniew Kmieć, Stanisław Kraczoń i Flawian Ryznar. A na parterze mieściła się wtedy biblioteka miejska.
autor: Robert Olejnik
e-mail: r.olejnik@portal.lm.pl, tel. 730 000 130
*** *** ***
Koronawirus w Polsce stał się faktem. Bądź na bieżąco! Nie panikujemy, rzetelnie informujemy. Każdą informację weryfikujemy u źródła, nie publikujemy plotek ani informacji niesprawdzonych. Nie ścigamy się.
Regionalne informacje dot. koronawirusa znajdziecie pod adresem https://www.lm.pl/tagi/koronawirus
*** *** ***
Chcesz nas zainteresować tematem? Czekamy na sygnały/materiały. Piszcie na alert@lm.pl.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
Twój komentarz może zostać przeczytany przez tysiące osób. Wydawca portalu LM.pl spółka LM LOKALNE MEDIA Sp. z o.o. nie bierze odpowiedzialności za jego treść. Komentarze zniesławiające lub mogące naruszać dobra osobiste osób trzecich grożą odpowiedzialnością karną i cywilną. Osoby pokrzywdzone mogą skutecznie dochodzić swoich praw w organach ścigania i w sądach. Zgodnie z ust. 16 Regulaminu Twój komentarz może zostać opublikowany nie tylko na tej stronie, ale również w innych mediach.
Komentarze nie na temat są usuwane.
KOMENTOWAĆ MOGĄ TYLKO OSOBY ZALOGOWANE