Ma chrapkę na karierę stand-upera. Poznajcie Mateusza Smaka
Mateusz Smak pochodzi z Malanowa i jest początkującym stand-uperem. Ale to nie wszystko. O czym opowiada w rozmowie z portalem LM.pl.
Dariusz Walory, portal LM.pl: Dlaczego zdecydował się pan na solowe występy?
Mateusz Smak: Wiele osób mówiło, że mam duże poczucie humoru. Ciężko było mi znaleźć odpowiednią formę ekspresji. Kabaret mnie nie przekonuje. Zawsze byłem fanem sytuacji, w której na scenie pojawia się jedna osoba, to bardzo wymagające. Poza tym uważam, że mój humor i postrzeganie świata mogłoby zainteresować i rozbawić innych ludzi.
A nie myślał pan o bardziej aktorskim podejściu do tego tematu?
Nie twierdzę, że aktorstwo i stand-up nie mogą iść ze sobą w parze, jednak aktorstwo nie jest dla mnie. Chociaż miałem epizod w szkolnym kole teatralnym (śmiech) Podoba mi się to, co robi Michał Leja, który w swoim programie „z kartki” improwizuje z zaproszonymi gośćmi na tematy, które podsuwa im publiczność. Myślę, że sprawdziłabym się w tym formacie.
Skąd bierze pan pomysły na żarty?
Czerpię inspirację z tego, co mnie otacza. Czasami są to bardzo błahe rzeczy. Idąc zauważam coś, czym nikt się nie zainteresuje. Staram się zauważyć drugie dno w danej sytuacji. Ostatnio fascynują mnie też niektóre imiona.
Pańska żona w ogóle wie, że pan występuje?
Tak (śmiech) W dużej mierze to był jej pomysł. Wręcz mnie do tego namawiała! Do tego mam w niej duże oparcie. Niezależnie od tego, co się dzieje zawsze mogę na nią liczyć.
Na pana przykładzie bardzo dobrze widać, ile u boku mężczyzny znaczy odpowiednia kobieta.
Jestem prawdziwym szczęściarzem!
Testuje pan na niej dowcipy? Jest pana pierwszym krytykiem?
Pierwszym i jedynym. Czasami nawet przed snem podsuwam jej jakiś pomysł. Mamy różne osobowości i to, co śmieszy mnie nie musi być zabawne dla niej. To trochę jak w gotowaniu. Trzeba po swojemu doprawić, posolić, czasami dodać pieprzu... Zwłaszcza przy moim nazwisku (śmiech)
Zdecydowanie! Pańskie nazwisko aż samo się prosi o napisanie jakiegoś bitu (kilka żartów następujących po sobie opowiadającej jedną historię – dop. red.)
Pracuję nad tym i kilka żartów dobrze zostało przyjętych przez publiczność.
Ile występów ma pan za sobą?
Około dziesięciu. Czyli tak naprawdę dopiero początek. Miejmy nadzieję, że czegoś większego. Na szczęście tam gdzie się pojawię publiczność reaguje entuzjastycznie i to mnie motywuje do dalszej pracy. Występowałem choćby w Gdańsku, Kaliszu czy w Łodzi w restauracji Rafała Paczesia podczas organizowanego u niego open mic'a. Każdy z występów jest ważny i staram się dawać podczas nich siebie sto procent siebie.
Pogoda bywa kapryśna – kliknij teraz i sprawdź prognozę, żeby nie dać się jej przechytrzyć!