Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościO hotelu „Konin”, ośmiorgu zabitych w trzy tygodnie i „pajacykach” spod lady

O hotelu „Konin”, ośmiorgu zabitych w trzy tygodnie i „pajacykach” spod lady

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
O hotelu „Konin”, ośmiorgu zabitych w trzy tygodnie i „pajacykach” spod lady
Konińskie Wspomnienia

Już w dwie godziny po otwarciu hotelu „Konin” zameldowało się w nim 42 gości. 1 lutego minęło dokładnie pół wieku od tego wydarzenia, a takich okrągłych rocznic będziemy mieli w tym roku jeszcze wiele, bo pięćdziesiąt lat temu Polska Ludowa świętowała 30-lecie swojego istnienia.

W Koninie świętowano ten jubileusz szczególnie hucznie, o czym pisałem już sześć lat temu, ale do tematu wracam, żeby przybliżyć naszym Czytelnikom atmosferę tamtych dni.

Większość wyposażono w łazienki

„Nareszcie czynny!” – zatytułowała swoją relację z otwarcia obiektu Anna Kroh (dzisiaj Dragan) na łamach Wielkopolskiego Zagłębia (WZ). Nareszcie, ponieważ Konińskie Przedsiębiorstwo Budowlane ukończyło budowę hotelu z opóźnieniem, co było w tamtych czasach normą. Tempo robót nie zależało od posiadanych funduszy, tylko od dostarczenia na czas przyznawanych z centralnego rozdzielnika materiałów budowlanych i wykończeniowych oraz zatrudnienia odpowiedniej liczby nie tylko fachowców, ale również – a może nawet przede wszystkim – szeregowych robotników.

„Jasną, zgrabną sylwetkę hotelu „Konin" widać z najodleglejszych punktów miasta” – pisała dziennikarka. Dodając, że „otwarcia nowej placówki dokonali: II sekretarz KP PZPR tow. Ireneusz Mączka oraz naczelnik Urzędu Miasta i Powiatu tow. Zofia Zamojska”.

Połowa ze 166 hotelowych miejsc to były pokoje jednoosobowe – maleńkie klitki, których rozmiary mogły przyprawić o klaustrofobię. Z notki prasowej wynika, że „większość pomieszczeń wyposażono w łazienki”, z czego można wnosić, że niektóre ich nie miały, ale we wszystkich zainstalowano aparaty telefoniczne i radiowe.

Od „Hotelowej” wolał „Kolorową”

Ponieważ „przez Konin przewija się wielu krajowych i zagranicznych specjalistów oraz innych gości”, hotel miał też ofertę dla osób zamożniejszych albo – jak kto woli – o statusie VIP: apartamenty z salonikami telewizyjnymi. Zmieściłaby się jednak w nich najwyżej czteroosobowa ABBA i to pod warunkiem, że żadne z tworzących ją małżeństw by się nie pokłóciło, bo apartamenty były tylko dwa.

O ile większość koninian z usług nowego obiektu nie zamierzała korzystać, to na jego parterze pojawiły się dwa nowe lokale – restauracja i kawiarnia – które dla miejscowych były dużą atrakcją. Tym większą, że można tam było się natknąć na osoby widywane na co dzień tylko w telewizji, bo artystów przyjeżdżających na występy do trzech konińskich domów kultury kwaterowano już w nowym hotelu. Choć byli tacy, którym w „Hotelowej” się nie podobało.

- Któregoś dnia odebrałam telefon i słyszę mężczyznę, który pyta, czy jego stolik jest wolny – opowiadała mi przed laty Wanda Łukasik, kierowniczka „Kolorowej”. – Na pytanie, z kim rozmawiam, usłyszałam „Fogg mówi”. „Tak, oczywiście, za minutę” - odparłam. Ostatni stolik po prawej stronie, przy którym Fogg zawsze siadał, był zajęty, więc poszłam i mówię: „Przepraszam, ale przyjechał pan Fogg i chciałby przy tym stoliku usiąść”. Goście sami przenosili wszystko na inny stolik, bo Fogg był bardzo lubiany.

Opisane zdarzenie miało miejsce najprawdopodobniej 8 marca 1974 roku, kiedy Mieczysław Fogg miał koncert w Domu Kultury Zagłębia Konińskiego z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet.

Nie ma, nie ma!

O sztandarowych inwestycjach tamtego czasu napiszę jeszcze w innych tekstach, w ich cieniu toczyło się bowiem życie zwykłych mieszkańców Konina, którzy wprawdzie z zadowoleniem obserwowali rozbudowę swojego miasta, ale codzienność niosła ze sobą masę problemów, którym musieli stawić czoło. Na pierwszym miejscu stały kłopoty z zaopatrzeniem, które nie sprowadzały się tylko do tego, że na przykład mięsa nie było. Bo jak już było, niekoniecznie nadawało się do jedzenia.

„Na produkty konińskiej masarni dość często się narzeka” – zaczął notkę na ten temat dziennikarz Wielkopolskiego Zagłębia. „Pod koniec stycznia mieliśmy kilka telefonów, w których nasi Czytelnicy skarżyli się na zbyt duże ilości tłuszczowo-słoninowych kul pokaźnej wielkości, znajdujących się w mięsie na kotlety mielone. Czyżby chodziło o «robienie wagi»? Dziękujemy za tak faszerowane niespodzianki. Wolimy mięso normalne”.

Inny przykład handlowych braków autor przedstawił w formie rozmowy, jaką odbył w sklepie radiowo-telewizyjnym przy ul. Armii Czerwonej (dzisiaj 3 Maja):

- Czy są bateryjki do zasilacza lamp elektronowych?

- Nie ma.

- A do adapterów?

- Nie ma.

- A do magnetofonów?

- Nie mamy żadnych bateryjek.

Naprzeciwko znajduje się pawilon gospodarstwa domowego. Na wystawie - bateryjki...”.

Po warzywa do... „Barbórki”

Z tematów handlowych warto przytoczyć notkę z dziejów sklepu, o którym wielokrotnie w swoich tekstach wspominałem, choć wtedy jego nazwa pisana była przez „u” otwarte. Informacja nosi tytuł „Podzwonne dla «Barbórki» i dotyczy likwidacji tej placówki handlowej, kiedy już znajdowała się na piątym osiedlu. Zamknięto ją na początku 1974 roku, jakiś czas po tym, kiedy po drugiej stronie ulicy otwarto duży samoobsługowy „Sezam”, mimo że – jak twierdził dziennikarz – „nie stanowiły dla siebie konkurencji”. Mało tego, „obroty w Barbórce nie zmalały, a ludzie jakby polubili ją jeszcze bardziej”.

strona 1 z 2
strona 1/2
O hotelu „Konin”, ośmiu zabitych w trzy tygodnie i „pajacykach” spod lady
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole