Milowy Słup. Najważniejsze wersy życia na poetyckim konkursie
- Najważniejsze wersy waszego życia – tak ocenił wiersze nadesłane na XXXVII Ogólnopolski Konkurs Poetycki „Milowy Słup” w Koninie Tomasz Mizerkiewicz, przewodniczący jury.
W tym roku jurorzy oceniali 326 (112 zestawów) utworów. - To wiersze różnorodne, utrzymane w różnych poetykach. Autorzy właśnie poezji powierzyli swoje egzystencjalne sprawy - ocenił Tomasz Mizerkiewicz, historyk, teoretyk literatury, krytyk literacki z UAM w Poznaniu, przewodniczący poetyckiego jury. - Napisaliście wiersze, które składają się z samych koniecznych słów, które w tym momencie musiały być powiedziane. Teraz i tu potrzebnych. Napisane są najważniejsze słowa czyjegoś życia, które pozwoliły zacząć dalej mówić, pozbierać się, podnieść. To są najważniejsze wiersze waszego życia – podkreślał przewodniczący jury.
W jury znalazła się także Małgorzata Hofmann, polonistka, animatorka kultury i Wiesława Kozłowska - polonistka, wykładowczyni PWSZ w Koninie, która przedstawiła „werdykt” jury. Nagrodę „Milowego Słupa” zdobył Bogdan Nowicki z Zabrza, kolejną Janusz Gulczyński z Konina i Karol Graczyk z Torunia. Nagrodę im. Janiny Wenedy wręczono Pawłowi Stanisławowi Piaseckiemu z Konina. Wyróżnienia otrzymali: Jacek Brzostowski, Renata Diaków, Katarzyna Polak, Anna Piliszewska, Lesław Wolak i Barbara Zakrzewska. Laureaci dziękowali i chwalili konińsku konkurs, który jest znany w Polsce. Organizatorem konkursu jest niezmiennie od wielu lat Miejska Biblioteka Publiczna w Koninie.
W gronie laureatów, w kategorii „wiersze zauważone” znalazł się nasz kolega, na co dzień pracujący w LM.pl – Filip Sobieszek, któremu serdecznie gratulujemy poetyckiego polotu i czekamy na więcej. Oto „zauważony” przez jury utwór.
Filip Sobieszek
„Futuro Sobole”
Wsiadła młoda Kim Basinger,
do mojego Mustanga rocznik 68 w kolorze zużytej prezerwatywy.
Wytarta skóra fotela jęknęła z zachwytem, tak jak rozporek myśli.
Rozłożyła opalone nogi na desce rozdzielczej i moich źrenicach.
Była piękna, jak koń, którego wiozłem na masce.
Ja byłem rozgniecionymi przez pęd owadami na zderzaku.
Opowiadałem jej o latach dziewięćdziesiątych,
a ona słuchała maczając lizak o smaku pop kultury w toni ust.
Polubiła mnie, mimo, że nie prałem ubrań od tygodnia,
charczałem podczas seksu jak silnik ciągnący nas w bezdroża,
pewien sukinsyn pozbawił mnie jednego zęba
a moja twarz przypominała nocną pustynię.
Miała mnie za starego boga, wydłubanego z rowków buta historii,
ja też ją polubiłem,
Była czysta.
Na jej ciele nie widziałem anie jednej blizny, żadnego tatuażu,
zrobionego po pijaku,
w zakładzie obok motelu gdzie noc
jest tańsza od dupy pięćdziesięcioletniej dziwki.
Miała stopy, których nie zrani przejścia przez ognisko.