Kiedy przy Kolejowej pasły się kozy, a w sklepie było przedszkole
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Skrzętnie też zbierano wszelkie plony z działki i magazynowano je w piwnicy na zimę. Pamiętam jabłka, układane pieczołowicie przez dziadka na piwnicznych półkach, soki pomidorowe w butelkach po oranżadzie oraz coroczny rytuał szatkowania kapusty.
Zamiast truskawek wyrosła kotłownia
Kiedy pojawiłem się na świecie w 1961 roku, budowano dopiero pierwsze trzy nowe osiedla, których mieszkańcy gotowali na kuchniach węglowych, a ogrzewały ich osiedlowe kotłownie. Kiedy jako tako podrosłem, pierwsza z nich, stojąca tuż za naszym domem (w tle na fot. 5, fot. 6 – widok obecny), już nie działała, bowiem wybudowano do tego czasu ciepłociąg z elektrowni w Gosławicach. Kotłownia owa była za to stałym elementem otaczającego mnie krajobrazu, bowiem w równym stopniu co Kolejowa, moją była ulica Kotłowa, tak mała że zapewne niewielu mieszkańców Konina wie o jej istnieniu. Ulica Kotłowa jest króciutka (więcej o niej można przeczytać w artykule „Między chlewikiem a kotłownią. Tak zaczynał się nowy Konin”), nie ma nawet stu metrów, łączy Kolejową i Górniczą, a stoją przy niej tylko dwa budynki: od zachodu blok mieszkalny a od wschodu kotłownia.
Huśtawki pod kasztanami
Przy Kolejowej było też przedszkole, do którego chodziłem (fot. 7 i 8). Dzisiaj mieści się tam sklep spożywczy Bartosz. Plac zabaw przy przedszkolu sprowadzał się do piaskownicy i dwóch huśtawek, które w zupełności nam wystarczały. Obok nich rósł kasztanowiec i każdy powrót z wakacji kojarzył mi się ze zbieraniem kasztanów i składaniem z nich przy pomocy zapałek ludzików. Z przedszkolem sąsiadował park (na fot. 9 autor z siostrą i mamą), gdzie odbywały się festyny a nawet zabawy taneczne. Dzisiaj znajduje się tam parking.
Latem na plac między świetlicą kolejową a Megawatem (fot. 10) przyjeżdżało wesołe miasteczko. Niewielkie: jedna duża karuzela łańcuchowa, druga mniejsza, jakieś huśtawki, strzelnica, może coś jeszcze. Najsilniej utrwaliła mi się w pamięci puszczana przez głośniki piosenka Katarzyny Sobczyk: „Trzynastego nawet w grudniu jest wiosna, trzynastego każda droga jest prosta, trzynastego nie liczy się strat, trzynastego od morza do Tatr, trzynastego kapelusze z głów poważnych zrywa wiatr”, która była wielkim przebojem opolskiego festiwalu w 1967 roku.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.