Spadochroniarze wylądowali na hałdach, ale lotnisko nie powstało
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Kiedy się urodziliśmy, hałdy już były, więc nie poświęcaliśmy zbyt wiele czasu na dociekania, skąd wzięły się w tym miejscu. Z dala od dorosłych, doskonałe do wspinania, chowania się i palenia ogniska – świetnie nadawały się do spędzania wolnego czasu.
Napisałem niedawno („Kleczewska nie miała wiaduktu a Belweder stał wśród ziemniaków”), że na początku lat siedemdziesiątych, kiedy miałem niewiele ponad dziesięć lat, o tej porze roku wybrałbym się z kolegami na hałdy w Międzylesiu.
Hałdy i dziura w ziemi
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że ta wielka góra ziemi to pozostałość po kopalni, byłem zaskoczony, że tak blisko miasta wydobywano węgiel. Nie miałem wtedy pojęcia, że jeszcze bliżej funkcjonowała odkrywka w Morzysławiu.
Nie będę się tutaj wdawał w zawiłe dzieje budowy odkrywki Niesłusz, bo ich szczegóły można znaleźć w moich artykułach na temat historii konińskiej kopalni. W każdym razie wydobycie węgla rozpoczęto tam w październiku 1953 roku a zakończono osiem lat później, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ja przyszedłem na świat. Po odkrywce pozostała dziura w ziemi z wodą (fot. 1), która – uzupełniana co roku deszczówką – stanowi dzisiaj malownicze jezioro Zatorze.
Film z Kobuszewskim
Drugą pozostałością po odkrywce jest olbrzymie zwałowisko o powierzchni ponad 40 hektarów, sięgające 20 metrów wysokości (fot. 2 i 3). Niedawno powstała tam ścieżka pieszo-rowerowa (fot. 4-10) wraz z tarasem widokowym (fot. 11-14), która prowadzi mniej więcej szlakiem naszych dawnych włóczęg, choć po pół wieku bardzo trudno je rozpoznać. Zasadnicza różnica jest taka, że na początku lat siedemdziesiątych drzewa rosły jedynie na stokach hałd, natomiast wnętrze zwałowiska wciąż jeszcze wypełniał piach.