Na ławie oskarżonych skończyły się dla olimpijskiego mistrza Derby w Koninie
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Gdyby to działo się dzisiaj a nie czterdzieści lat temu, sprawę karną, o której tutaj piszę, relacjonowałyby wszystkie ogólnopolskie media, a najwięcej te plotkarskie. I to nie ze względu na wagę przewinienia, tylko osobę oskarżonego, którym był mistrz olimpijski w pchnięciu kulą z 1972 roku.
Nikomu, kto pamięta olimpiadę w Monachium, nie trzeba tłumaczyć, kim był Władysław Komar. Jego zwycięstwo w sobotnim konkursie 9 września 1972 roku było tym większe, że nasz kulomiot pokonał Amerykanów po dekadach ich bezdyskusyjnej dominacji w tej dyscyplinie.
Śniadanie do łóżka
Na stronie Polskiego Komitetu Olimpijskiego można przeczytać, że następnego dnia po dekoracji, a była to niedziela, do jego pokoju zapukał przewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej ze śniadaniem na tacy. Włodzimierz Reczek wywiązał się w ten sposób z obietnicy, że jeśli nasz kulomiot zdobędzie złoty medal, w co nikt wtedy nie wierzył, to on zaniesie go na śniadanie. A ponieważ nie dałby rady unieść 125 kilogramów, przyniósł medaliście śniadanie do łóżka.
W tej samej notce może też przeczytać o Władysławie Komarze, że „świetnie zbudowany, przystojny atleta o urodzie gwiazdora filmowego był jednocześnie czołowym polskim playboyem, toteż zbierał mniej pochwał, odznaczeń i listów gratulacyjnych, a więcej nagan i dyskwalifikacji. Stąd dość powszechnie mówiono o nim: enfant terrible polskiej lekkoatletyki”.
Wieczór w nocnym klubie
„Enfant terrible” to po francusku okropne dziecko, a opisuje się tym zwrotem osoby – ujmując rzecz oględnie - łamiące wszelkie reguły. Władysław Komar zyskał ten przydomek jeszcze przed zdobyciem olimpijskiego złota, a po tragicznej śmierci w 1998 roku pisano o nim, że był najbarwniejszą postacią w historii polskiego sportu. Po zakończeniu wyczynowej kariery przeszedł do show biznesu a konkretnie kabaretu, między jednym a drugim występem grając w filmach fabularnych.
I to właśnie w tej pierwszej roli pojawił się w sierpniu 1984 roku w Koninie, gdzie po spowodowanej stanem wojennym przerwie do amfiteatru wróciły „Derby kabaretowe”. Do zdarzenia, które sprawiło, że Władysław Komar znalazł się na ławie oskarżonych konińskiego sądu, doszło pierwszego dnia konińskiej imprezy kabaretowej w jedynym wtedy w mieście nocnym lokalu. Bo właśnie w Art-Clubie – jak brzmiała jego oficjalna nazwa – spędzała wieczory znaczna część artystów. Klub znajdował się w podziemiach Konińskiego dzisiaj a wtedy Wojewódzkiego Domu Kultury. Siedziało się tam na pufach przy mikroskopijnych okrągłych stolikach w niewyobrażalnym dzisiaj ścisku, co bez wątpienia sprzyjało osobom mocno nietrzeźwym, bowiem w tych warunkach wstydliwy upadek pod stół nikomu nie groził. A nad wszystkimi unosiły się gęste chmury papierosowego dymu.
Podszczypywał kierowniczkę
Nie wiem, jak Władysław Komar mieścił się na niewielkim artowym pufie, być może dali mu dwa, faktem jest, że siedział tyłem do ówczesnej kierowniczki działu organizacji imprez domu kultury, zajmującej ze swoimi znajomymi sąsiedni stolik. Komara nie sposób było nie znać, bo od zdobycia przezeń złotego medalu minęło wtedy zaledwie dwanaście lat, a przy niemal dwóch metrach wzrostu nawet siedząc, wystawał ponad tłum. Panią Krystynę miał okazję poznać już wcześniej, bowiem jak wszyscy artyści podpisywał z nią umowę i załatwiał formalności organizacyjne, choćby związane z zakwaterowaniem.
Trudno powiedzieć, czy już wtedy szczupła, bardzo ładna i atrakcyjna kobieta wpadła mu w oko, czy ochoty na nawiązanie bliższej znajomości nabrał dopiero w nocnym klubie po wypiciu kilku drinków. Faktem jest, że wykorzystując bliskość i tłok, zaczął ją podszczypywać, na co kobieta z początku reagowała spokojnie, poprzestając na zwróceniu mu uwagi.
Cała twarz we krwi
- Do dzisiaj mam ślad po tej „walce” z mistrzem olimpijskim – śmieje się pani Krystyna, pokazując bliznę nad lewą brwią. Bo w pewnym momencie nie wytrzymała i – być może dlatego, że kolejne uszczypnięcie było bardziej bolesne – odwróciła się i uderzyła natręta w twarz.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.