Niemcy nie zamierzali bronić Konina, Rosjanie rzucili na nich ponad 130 czołgów
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Szkic sytuacji taktycznej części batalionu 14. SPWL w dniu 20.01.1945, ok. godz. 12.00
Dysproporcja sił była jednak zbyt duża, żeby opór mógł trwać dłużej i wkrótce Niemcy się wycofali. W pogoń za nimi ruszyło ulicą Kolską siedemnaście czołgów, a piechota została wysłana w dolinę Warty, żeby na wysokości Osady przejść po lodzie na drugi brzeg rzeki do Kurowa i w ten sposób obejść pozycje niemieckie, co pokazuje załączony szkic (il. 1).
Most wybuchł na ich oczach
Obsługa jednego z cekaemów wznowiła jeszcze na chwilę ostrzał z cmentarza, ale kiedy karabin się zaciął, ukryli się i o zmroku zdołali uciec. Mieli dużo szczęścia, bo Niemcy byli bezlitośnie ścigani i wybijani. Jeden z elewów ukrył się w pobliskim domu, ale kiedy został dostrzeżony, dwa albo trzy czołgi ostrzeliwały budynek tak długo, aż pozostała z niego tylko kupka gruzu. Jedni uciekali w stronę Zagórowa, inni kierowali się w stronę dworca kolejowego. Zachowało się wspomnienie żołnierzy, którzy szczęśliwi dobiegali już do mostu na Warcie, a w tym momencie na ich oczach konstrukcja nagle wybuchła. Ale i tak mieli szczęście, bo udało im się doczekać w jakiejś kryjówce zmroku i przedostali się po lodzie na drugi brzeg.
Kiedy radzieckie czołgi wjechały na rynek, plac pozostawał pod ostrzałem Niemców, którzy ukryli się w budynku Syndykatu Rolnego po prawej stronie ulicy i fabryce czy też domu Reymonda po drugiej. Któryś ze strzelców trafił oficera – jak zapamiętali świadkowie – radzieckiego, który upadł u wylotu ulicy Urbanowskiej na rynek. Na pomoc rzucili się dwaj mieszkańcy Konina: niespełna trzydziestoletni Lucjan Ptak i starszy od niego Aleksander Miłowski. Ponieważ w radzieckich raportach bojowych nie zachowały się żadne ślady tego wydarzenia, jego przebieg znamy jedynie ze wspomnień mieszkańców Konina.
Trafiony w płuca
„W pewnym momencie pracownik pobliskiej apteki zawiadomił nas o zranieniu naszego kolegi Aleksandra Miłowskiego. Został on ciężko ranny podczas transportowania w kierunku apteki, zranionego przy wylocie ulicy Zofii Urbanowskiej, oficera radzieckiego. Szczęśliwie przedostaliśmy się przez silnie ostrzeliwaną ulicę Słowackiego i dotarłem wraz z żoną do apteki na rogu Placu Wolności – wspominał Antoni Studziński. - Żona przyklękła przy ławce, na której leżał ranny i w tym momencie upadł na nią młody człowiek nazwiskiem Ptak. Został on trafiony kulą w płuca. Sprowadzony do rannych rosyjski lekarz Karpow, mieszkający od dawna w Koninie stwierdził, że obydwaj zostali śmiertelnie ranni”.
Na miejscu lekarz stwierdził zgon Lucjana Ptaka, natomiast Aleksander Miłowski został odwieziony do szpitala, gdzie zmarł jeszcze tej samej nocy. Pogrzeb obu mężczyzn odbył się w poniedziałek. Zdzisław Szklarkowski ustalił, że młodszy z nich był kawalerem, ale do dzisiaj w Koninie mieszkają potomkowie jego siostry i braci. Aleksander Miłowski był wdowcem, ponieważ jego żona zmarła w czasie okupacji. Czwórką sierot – czteroletnią dziewczynką i trzema chłopcami – zajęła się jego matka. Rodzina wyjechała później do rodzinnego Czerniejewa pod Gnieznem, skąd wcześniej wysiedlili ich Niemcy. W 2010 roku na murze jednej z kamienic przy placu Wolności odsłonięto poświęconą im tablicę. Aleksander Miłowski jest tam zapisany jako Miłkowski.
Obierkin czy Owieczkin
W tym samym czasie - radzieckie raporty mówią o godzinie 13.30 - 19. Gwardyjska Brygada Zmechanizowana zaczęła się przeprawiać po lodzie na północny brzeg Warty, osłaniana „artyleryjskim wałem ogniowym”. Mniej więcej dwie godziny później czerwonoarmiści przystąpili do oczyszczania Czarkowa i północnej części miasta z drobnych oddziałów przeciwnika. W dokumentach zapisano, że wzięto do niewoli około dwustu jeńców i tyle samo żołnierzy wroga zabito. Do dzisiaj nie natrafiono jednak na miejsce ich pochówku.
„Dziś po wielu latach wiemy, że miasto Konin wyzwolone zostało spod okupacji hitlerowskiej przez oddziały I Frontu Białoruskiego pod dowództwem marszałka Żukowa, a korpusem dowodził pułkownik Dremow. Dowódcą grupy zwiadowczej, która na trzech czołgach wtargnęła do Konina był kapitan Obierkin” – zapisał po latach Antoni Studziński. W dokumentach, do których dotarł Krzysztof Gorczyca, nie ma jednak takiego nazwiska. Być może doszło do przekłamania i chodziło o Owieczkina? Jest to tym bardziej prawdopodobne, że jeśli zapisze się to nazwisko cyrylicą (Овечкин), dla osoby, która nie zna tego alfabetu, wygląda ono jak Obierkin. Z kronik szkolnych i notki w tygodniku Wielkopolskie Zagłębie wynika, że Włodzimierz Wasiljewicz Owieczkin, również noszący stopień kapitana, 20 stycznia 1975 roku, a więc w trzydziestą rocznicę wyzwolenia Konina odwiedził Szkoły Podstawowe nr 4 i 6 (fot. 2-4), spotkał się z władzami Konina, był też w Golinie i Kleczewie.
10 zabitych i jedno nowe życie
W trakcie walk zniszczono lub uszkodzono w Koninie dwadzieścia domów, głównie przy ulicy Kolskiej i zaraz za mostem, spalona też została pocztowa paczkarnia przy ulicy Urbanowskiej oraz składy prasowanej słomy w Czarkowie. Ucierpiała także wieża kościoła ewangelickiego i spora część dachu kościoła św. Bartłomieja. „Straty radzieckie to podobno 10 zabitych i 20 rannych” – pisze Krzysztof Gorczyca.
„W tym samym dniu 20 stycznia 1945 roku Urząd Stanu Cywilnego w Koninie zanotował przyjście na świat nowego obywatela miasta, Marii Szymańskiej” – zapisał we wspomnieniach Zdzisław Szklarkowski.
Przy pisaniu tego tekstu korzystałem obficie z artykułu Krzysztofa Gorczycy „Walki w okolicy Konina 1945 r.” oraz wspomnień Antoniego Studzińskiego („Niezapomniane dni stycznia 1945 roku”) i Zdzisława Szklarkowskiego („Narodziny nowej władzy”), które ukazały się w tomie „Wielkopolanie o roku 1945”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1972.
Ilustracją do artykułu jest „Szkic sytuacji taktycznej części batalionu 14. SPWL w dniu 20.01-1945, ok. godz. 12.00” z pracy F. Reitmullera „Der Einsatz der Heeres-Unteroffiziers-Schule 14” (Rozmieszczenie 14. Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych) – za artykułem Krzysztofa Gorczycy „Walki w okolicy Konina 1945 r.”.








