Objęcie posady prezesa PWiK przez zwycięzcę konkursu nie jest przesądzone
KONIN JEST NASZ
Zapowiadane decyzje zostaną oczywiście podjęte dopiero po wnikliwej analizie kosztów przedsiębiorstwa i takie zadanie zostało już przez Waldemara Szygendę zlecone podwładnym zaraz po podjęciu przez radę nadzorczą decyzji o powierzeniu mu funkcji szefa PWiK.
- Najpierw muszę się zapoznać z sytuacją firmy – usłyszałem od nowego prezesa, który będzie chciał wprowadzić w PWiK takie mechanizmy wynagradzania, żeby ludziom opłacało się pracować.
To ważne, bo największą pozycją kosztów w przedsiębiorstwie, która decyduje ostatecznie o wysokości opłat za usługi spółki wodociągowo-kanalizacyjnej, są płace.
Na wyniki zleconych analiz – między innymi finansowej, zatrudnienia i wynagrodzeń oraz struktury organizacyjnej – musi poczekać do 2 sierpnia, bo taki termin ich wykonania wyznaczył. W dniu objęcia stanowiska spodziewa się też znaleźć na swoim biurku raporty z realizacji zaplanowanych zadań oraz sposobu przydzielania, kontroli i egzekwowania odpowiedzialności w firmie.
Ale choć konkurs został rozstrzygnięty, przejście Waldemara Szygendy do PWiK nie jest ani proste, ani na sto procent przesądzone. Z jednej strony nikt z władz spółki ani miasta do tej pory z nim nie rozmawiał o warunkach zatrudnienia, a z drugiej z obecnym pracodawcą ma kontrakt, z którego będzie musiał i chce się wywiązać.
– Mam poczucie, że sporo dla tej firmy zrobiłem i w rewanżu powinni się zgodzić na urlop bezpłatny – mówi.
Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego Platforma nie powierzyła tego stanowiska swojemu człowiekowi? Nie do końca zgadzam się z takim oto wyjaśnieniem, że konińskiej PO skończyły się zasoby kadrowe. Polska praktyka polityczna pokazuje bowiem – szczególnie wyraźnie widać to po roku 2015 – że na tłuste posady zawsze znajdą się chętni, nawet jeśli nie posiadają żadnych kwalifikacji. Dowiedziałem się natomiast, że Maciej Dąbrowski, do tej pory pewny kandydat PO na stanowisko szefa PWiK w Koninie, zrezygnował z ubiegania się o nie ze względu na poważną chorobę. Jeśli politycy konińskiej Platformy odstąpili od forsowania swojego kandydata na to stanowiska z braku odpowiedniego kandydata, świadczyłoby to o ich poczuciu odpowiedzialności, co w polskiej polityce jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. Wiem skądinąd, że bardzo energicznie, choć bezskutecznie, walczyła o tę posadę dla swojego człowieka konińska Lewica.
Na koniec odnotuję tylko, że dla dopełnienia obrazu sytuacji chciałem zapytać byłego prezesa o jego opinię na temat stanu, w jakim pozostawił firmę. Jednak Zbigniew Szymczak zdecydowanie odmówił rozmowy, informując, że teraz jest już tylko osobą prywatną i nie będzie się publicznie wypowiadał.