Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościOjciec zapalał zwrotnice i smarował rozjazdy, a chłopcy nosili chleb Ruskim

Ojciec zapalał zwrotnice i smarował rozjazdy, a chłopcy nosili chleb Ruskim

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Ojciec zapalał zwrotnice i smarował rozjazdy, a chłopcy nosili chleb Ruskim
Konińskie Wspomnienia

Tartak przy ulicy Dworcowej w Koninie był sześć dekad temu nie tylko miejscem, gdzie drewno cięto na deski, ale - jak się okazuje - również wspaniałym placem wszelkich zabaw.

Opowiadał mi o tym Henryk Chojnacki, który do połowy lat sześćdziesiątych mieszkał na terenie tartaku.

- Widok z okna kuchni czy pokoju mieliśmy na stosy suszących się desek - wspominał. - Wyglądały jak domki, bo nawet zadaszenia miały. Każda warstwa desek była przekładana sztaplami.

Barak na... samochodzie

Henryk Chojnacki, czwórka jego rodzeństwa i rodzice mieszkali w baraku, który stał kilka metrów od domu państwa Michalaków, opisanych przeze mnie pół roku temu w tekście „Mieszkali naprzeciwko dworca w Koninie, a ich kiosk stał na... środku ronda”. Barak miał podobne rozmiary do tego, w którym mieściła się przez wiele lat świetlica związku zawodowego kolejarzy (fot. 1).

Gdybyśmy postawili dzisiaj ów kolejowy barak w tym samym miejscu, w którym stał sześćdziesiąt lat temu, przygniótłby widoczny na zdjęciu (fot. 2) niebieski samochód, zajął cały chodnik i kończył się przy ścianie galeriowca. Jego położenie względem dzisiejszej zabudowy odtworzyłem na załączonym rysunku (il. 3). Oprócz państwa Chojnackich mieszkały tam jeszcze inne kolejowe rodziny: Budzyńscy, Czubowie i Kwiekowie.

Zapalał zwrotnice

Przed 1939 rokiem Czesław Chojnacki pracował na kolei w Spławiu, gdzie wtedy mieszkał. Do Konina wygoniła go wojna a zatrzymała tutaj romantyczna miłość. Kampanię wrześniową zakończył bowiem w Puszczy Kampinoskiej, gdzie Niemcy wzięli jego oddział do niewoli.

- Załadowali ich do pociągu, a że tata wiedział, gdzie można z wagonu wyskoczyć, uciekł z tego transportu - usłyszałem od pana Henryka - ale do domu nie mógł wrócić, bo dziadek dostał cynk, że Niemcy go szukają. Dlatego już do końca wojny się ukrywał, przez większość tego czasu w Międzylesiu, gdzie poznał naszą mamę.

Po wojnie Czesław Chojnacki wrócił do pracy na kolej ale już na stacji w Koninie.

- Był toromistrzem - tłumaczy jego syn. - Zapalał zwrotnice, bo wtedy były na karbid albo na naftę. Jak się spojrzało na tory, to wszędzie się świeciło, a jeśli gdzieś się nie paliło, to było bardzo źle. Poza tym rozjazdy trzeba było smarować, a zimą - jak była śnieżyca - non stop musiał odmiatać, żeby te rozjazdy chodziły. Teraz to jest zupełnie inaczej. W nastawni jest pulpit i wszystko dzieje się automatycznie, a kiedyś te wajchy (fot. 4-5) musieli przekładać ręcznie.

Koral poszedł na śmietnik

Kolejarski barak stał w szerokim wjeździe na teren tartaku od strony ulicy Kolejowej. Mieszkająca tam dzieciarnia bawiła się nie tylko w chowanego, do czego pełen zakamarków teren doskonale się nadawał. Między stosami drewna ułożone były bowiem tory, po których transportowano na specjalnych platformach gotowy produkt.

- Jeździliśmy tymi wózkami po całym terenie tartaku, a że musiał być dojazd do każdego stosu drewna, na skrzyżowaniach były obrotnice, które pozwalały zmienić kierunek. Dla nas to był raj - wspomina z uśmiechem Henryk Chojnacki.

Osobną i nie mniej atrakcyjną rozrywką było chowanie się i uciekanie przed stróżem tartaku, którym był nienadążający najczęściej za pełną energii dzieciarnią starszy pan. Ale z kierownikiem tartaku, panem o nazwisku Czeczot, młodzi starali się zachować poprawne relacje, bo miał telewizor.

- Mieliśmy wprawdzie swój telewizor, Koral się nazywał, ale po kilkunastu naprawach mama się wkurzyła i poszedł na śmietnik. Więc chodziliśmy do kierownika tartaku, a później na świetlicę kolejową.

strona 1 z 3
strona 1/3
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole