Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościOjciec zapalał zwrotnice i smarował rozjazdy, a chłopcy nosili chleb Ruskim

Ojciec zapalał zwrotnice i smarował rozjazdy, a chłopcy nosili chleb Ruskim

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Ojciec zapalał zwrotnice i smarował rozjazdy, a chłopcy nosili chleb Ruskim
Konińskie Wspomnienia

Kierownik mieszkał w białym budynku (fot. 6), w którym przed wojną Aron Ryczke miał swoje biuro, a po likwidacji tartaku mieściła się przychodnia lekarska Konińskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego.

Stachu ważył 800 kg

Drewno gotowe do sprzedaży było odwożone na rampę po drugiej stronie ulicy Kolejowej. Zanim pojawił się traktor, tartak miał własne dwa konie pociągowe.

- Pamiętam że jeden miał na imię Stachu. Te konie ważyły chyba po 800 kilogramów. Były tak duże, że potrafiły uciągnąć dłużycę z drewnem, jaką później odwoził traktor. Stajnia była zaraz za domem Michalaków, blisko też naszego baraku - przypomina sobie Henryk Chojnacki.

Po pewnym czasie uprzątnięto wjazd do tartaku, w którym stał kolejowy barak.

- Dzięki temu mieliśmy miejsce do grania w piłkę. Tata zrobił nam też karuzelę z koła od wozu, potem taką wysoką huśtawkę. A że zwykłe bujanie się na niej było za mało atrakcyjne, to z niej w locie wyskakiwaliśmy. Aż za którymś razem złamałem nogę i musiałem powtarzać rok w podstawówce... Byłem najmłodszy z trójki braci, ale wszędzie było mnie pełno, więc to mnie mama najczęściej karała...

Dźwig wjechał do pokoju

- Żyliśmy wtedy jak jedna rodzina - pamięta Elżbieta Pilarska. - Jak trzeba było coś pożyczyć, to mama mówiła „idź do cioci Chojnackiej”, a to byli przecież obcy ludzie.

Barak nie był zbyt wygodny do mieszkania. Miał cienkie ściany, bo murowano go na pół cegły, więc latem było bardzo ciepło a zimą z trudem dawał się ogrzać.

- Żeby latem było chłodniej, tata polewał dach wodą. Z kolei zimą non stop palone było w kozie (małym piecyku - dop. RO). Rura szła od niej jak najdłuższa, żeby było ciepło, pierzynę się nagrzało i szybko do łóżka. Siostra spała z rodzicami, bo u nich było cieplej.

Nie było też zbyt bezpiecznie, bo barak stał przecież we wjeździe do tartaku a później betoniarni KoPB.

- Któregoś razu nad ranem, kiedy wszyscy jeszcze spaliśmy w łóżkach, nagle w naszym pokoju posypały się cegły. Okazało się, że kierowca cofał dźwigiem, takim starem 66, i pyknął zderzakiem o narożnik baraku. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Noclegownia dla kolejarzy

Dlatego jak tylko pojawiała się taka możliwość, lokatorzy zmieniali mieszkanie.

- Z początku na siedem osób mieliśmy tylko kuchnię i pokój, ale jak pani Budzyńska i Kwiekowie wyprowadzili się do przybudówki za świetlicą kolejową, mieliśmy dla siebie cały koniec baraku od strony Michalaków. A potem w czterech albo pięciu pokojach zrobili noclegownię dla załóg pociągów, które w Koninie kończyły swoją zmianę. Nasza mama tam pracowała. Na posiłki kolejarze chodzili do dworcowego bufetu, ale u nas zawsze stał wielki, pięćdziesięciolitrowy gar zbożowej kawy, po którą przychodzili też manewrowi i inni pracownicy stacji.

Wcześniej noclegownia znajdowała się w budynku dworca i dzięki temu w 1962 roku pan Henryk mógł z jej okna oglądać uroczyste otwarcie (fot. 7) pierwszego zelektryfikowanego odcinka linii kolejowej z Kutna do Konina (odcinek Konin-Strzałkowo został zelektryfikowany dwa lata później).

Jabłka z piekarnika

Moi rozmówcy zapamiętali też panią Mariannę Ludwiczakową, która sprzątała dworzec, a potem pracowała również w noclegowni w baraku.

- Mieszkała blisko, bo w kamienicy po drugiej stronie ulicy Dworcowej, w której był sklep z wejściem w narożniku - pamięta Elżbieta Pilarska. - Jej mąż był listonoszem i trochę szewcował dla swoich. Ona w ogóle była bardzo dobra.

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole