Nie uciekł na Zachód, bo usłyszał, że Konin jest rozwojowy
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Oskarżenie Mieczysława Przysuchy o przyczynienie się do śmierci pięciu górników zakończyło się... śmiechem na sali sądowej. Ale w 1955 r., w apogeum epoki stalinowskiej, nikomu, kto stanął w Polsce przed ludowym sądem, nie było do śmiechu.
W latach sześćdziesiątych Mieczysław Przysucha podjął zaoczne studia i w marcu 1971 r. obronił pracę dyplomową na Politechnice Poznańskiej. Z tego czasu (na fot. nr 6 Mieczysław Przysucha pierwszy z lewej) pamięta go Stanisław Sztorch, który zaraz po studiach przyszedł na odkrywkę Kazimierz, gdzie pracował jako konstruktor: - Pan inżynier Przysucha miał duży udział w zmianach usprawniających, które wtedy przeprowadzaliśmy. Bardzo ciekawy człowiek. Bardzo go lubiłem i szanowałem, choć początki naszej znajomości nie były najlepsze – śmieje się Stanisław Sztorch. – Poszedłem któregoś dnia odwiedzić kolegów, na co wszedł Przysucha, popatrzył i pyta: A co pan tutaj robi? No, przyszedłem do kolegów. Panie, tu nie przychodzi się do kolegów, tu się pracuje.
Droga z Ćmielowa
Przed przejściem na emeryturę Mieczysław Przysucha był jeszcze głównym mechanikiem odkrywki Pątnów i całej kopalni oraz głównym mechanikiem odwodnienia podziemnego KWB Konin. Na emeryturę przeszedł w sierpniu 1991 r. po czterdziestu latach pracy.
Choć Mieczysław Przysucha służył mi swoją wiedzą zawsze, ilekroć prosiłem go o pomoc, gdy zbierałem materiały do kolejnej publikacji o historii kopalni czy Konina, o nim samym osobnego artykułu nigdy nie napisałem. Nie zrobiłem tego również w lipcu ubiegłego roku, kiedy zmarł w wieku 83 lat, o jego śmierci dowiedziałem się bowiem dopiero po kilku tygodniach. Mam wobec pana Mieczysława olbrzymi dług wdzięczności i tym tekstem chcę go choć w części spłacić. Tym bardziej, że z jego wspomnień będę jeszcze nie raz korzystał.
Był jednym z tych ludzi, którzy przebudzili ziemię konińską do innego życia i sprawili, że życie tysięcy mieszkańców Konina i regionu a także wielu przyjezdnych z innych stron Polski stało się lepsze. Całe swoje dorosłe życie spędził w Koninie, ale pamiętał też, że urodził się w Ćmielowie (koło Ostrowca Świętokrzyskiego), gdzie jego ojciec i starszy brat pracowali w Fabryce Porcelany. – Zaraz po wojnie dyrektorem Fabryki Porcelany w Wałbrzychu został znajomy ojca, który ściągnął tam fachowców z Ćmielowa i dlatego całą rodziną przeprowadziliśmy się do Wałbrzycha, gdzie skończyłem szkołę górniczą – opowiadał o swojej drodze do zawodu górnika.
Robert Olejnik
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.