Rozbójnicy z podstawówki. Policyjna akcja sprzed ćwierci wieku
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Jedni skakali kobietom na plecy, drudzy poprzestawali na wyrywaniu im torebek. Ćwierć wieku temu kładka nad ulicą Torową należała do najbardziej niebezpiecznych miejsc w Koninie.
Poczuła mocny uchwyt na ramieniu i zanim zdążyła krzyknąć, ktoś przyłożył jej do szyi chłodne metalowe ostrze, a tuż przy uchu usłyszała: - Nie krzycz, bo cię potnę! – a zaraz potem: - Oddaj torebkę!
Kiedy posłusznie puściła pasek, ktoś popchnął ją tak mocno, że zatrzymała się dopiero kilka metrów dalej na siatce ogrodzeniowej. Kiedy się obejrzała, dostrzegła jedynie znikającą w ciemnościach sylwetkę.
Skok na plecy
W październiku 1993 r., kiedy doszło do opisanego napadu, droga od kładki nad Torową do ulicy Chopina wyglądała zupełnie inaczej niż teraz. Nie było żadnego z dwóch stojących tam dzisiaj marketów, z jednej strony ciągnęły się garaże, z drugiej – płot budowy hotelu FUGO, a najbliższym oświetlonym gmachem była samotnie stojąca w tej części Zatorza „Sonata”.
Dwa dni później o godzinie osiemnastej wracała tamtędy do domu inna mieszkanka Zatorza. W pewnym momencie poczuła silne uderzenie w plecy, od którego upadła na ziemię. Doliczyła się czterech napastników, którzy zniknęli z jej torebką tak szybko, jak się pojawili. Mogła mówić o wielkim szczęściu, że skok, jaki wykonał na jej plecy jeden z nich, nie pogruchotał jej kręgosłupa.
Policjantka na wabia
Zdarzenia z października 1993 r. nie były jedynymi tego rodzaju w okolicach kładki dla pieszych nad ulicą Torową. Wybudowano ją czternaście lat wcześniej dla mieszkańców nowego osiedla za torami, ale dopiero jesienią 1992 r. policja odnotowała w jej okolicach większą liczbę napadów rabunkowych. Zwiększono więc częstotliwość patroli, a w pogotowiu trzymano przewodnika z psem tropiącym. Nikogo jednak nie ujęto, a z nadejściem wiosny i wydłużeniem dnia problem sam się rozwiązał – liczba rozbojów znacznie spadła.