Dziś szpeci miasto, a 35 lat temu nie mieścił wszystkich szwaczek
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Olbrzymie gmaszysko (fot. 1) na rogu ulic Przemysłowej i Okólnej nabierało życia przed szóstą rano, kiedy do jego wnętrza dostały się już wszystkie kobiety, niekończącym się strumieniem napływające do fabryki konińskiego oddziału Zakładów Przemysłu Odzieżowego Polanex w Gnieźnie. Mężczyzn w tym tłumie było tak niewielu, że ginęli wśród setek pań.
Najbliżej do swoich miejsc pracy miały osoby zatrudnione w działach przygotowania produkcji i technicznym, bez których szwaczki nie miałyby jak i z czego szyć. Pomieszczenia biurowe znajdowały się bowiem od frontu, na trzech piętrach górujących nad głównym wejściem i portiernią (fot. 2). To tam rozkładano projekt koszuli na części składowe, obliczano ile potrzeba materiału i nici na wyprodukowanie określonej ich liczby, jakie potrzebne będą dodatki. Nie chcę zanudzać czytelników szczegółami, ale powiem tylko, że koszula składa się przeciętnie z kilkunastu elementów, a co bardziej luksusowe mogą mieć ich więcej, a jeśli ktoś nie wierzy, niech wyciągnie ze swojej szafy tę część garderoby i uważnie obejrzy. Dla każdego z tych elementów trzeba było sporządzić szablon, dla każdego rozmiaru i fasonu inny.
Dwa łączniki i patio
Wszystkie szablony trafiały do krojowni, gdzie najpierw kreślarki nanosiły je na materiał (fot. 3-4), a krojcze wykrawały z ułożonych wielowarstwowo materiałów odpowiednie kształty (fot. 5-6), które trafiały następnie w ręce szwaczek. Do krojowni najszybciej można się było dostać lewym łącznikiem, który prowadził prosto do hali produkcyjnej. Bowiem budynek Polaneksu nie stanowił jednolitej, zwartej bryły. Między łącznikami, bo taki sam znajdował się również z prawej strony biurowca, pozostawiono wolną przestrzeń, rodzaj odsłoniętego dziedzińca, który w zamyśle projektanta miał stanowić miejsce wypoczynku w czasie przerw w pracy.