Jak zostaliśmy zrobieni w konia

Konioczłowiek na Rynku to skandal! Ale skandalem wcale nie jest wygląd niespodziewanie darowanej miastu rzeźby, tylko sposób, w jaki doszło do jej umieszczenia na najważniejszym placu w Koninie - na Rynku.
I w żadnym wypadku nie krytykować, bo wszelka krytyka to wyraz niezrozumienia szlachetnych intencji ludzi, którzy przecież nie dla tych marnych kilku tysięcy złotych ale wyłącznie dla dobra koninian podjęli się trudu rządzenia miastem.
Myśli brak
Rządzący Koninem skupili się na wydawaniu budżetowych pieniędzy (lepiej lub gorzej, ale to już inny temat), w inwestycjach upatrując główne cele swego działania. Nie wnieśli natomiast nawet jednej myśli lepiej organizującej jakąkolwiek dziedzinę funkcjonowania miasta, choć myśl akurat jest dużo tańsza od cegieł i betonu, a już całkiem nic nie kosztuje, jeśli myśli się samemu.
Przyznać trzeba, że politycy pozostający w opozycji do ekipy Kazimierza Pałasza przez te wszystkie lata również nie splamili się żadną koncepcją, pomysłem na miasto ani nawet próbą podjęcia publicznej debaty na ten temat. To jest powodem, dla którego od lat twierdzę, że obecna władza nadaje się do wymiany, tylko nie ma kim jej zastąpić. Z czasem uznałem jednak, że trzeba dać szansę Platformie Obywatelskiej, bo choć pomysłami nie grzeszą, to sama zmiana ludzi choć na pewien czas może wnieść do urzędu powiew świeżości.
Kiepski wybór
Zaniepokoiła mnie wprawdzie wypowiedź Wiesława Steinke, kandydata PO na prezydenta, że nie żałuje decyzji o przekazaniu pieniędzy z miejskiej kasy na religijne przedsięwzięcie, bo w końcu nasze społeczeństwo jest w większości katolickie. Poczułem się jeszcze bardziej skonfundowany, gdy zapytany przeze mnie o republikańską ideę rozdzielenia kościoła od państwa przewodniczący rady miasta odpowiedział, że nie jest wyznawcą tej idei. Z czasem uznałem jednak, że innego wyboru nie ma, bo przecież PiS-owi „nikt nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne”, a ekipa konińskiego SLD w najbliższym czasie nie zmieni swojej mentalności.
W przypadku rzeźby na konińskim Rynku politycy PO (razem z pozostałymi radnymi) czarno na białym pokazali, co myślą o idei współuczestnictwa obywateli w zarządzaniu miastem. Pokazali właśnie, że tak samo jak pozostający u władzy, których tak chętnie krytykują, po jej zdobyciu dla siebie będą nas traktowali jak ludność miasta podbitego dzięki wyborczemu blitzkriegowi.
Przy tej okazji zdałem sobie sprawę, że idąc głosować mamy do wyboru okupanta już znanego (SLD) lub kinderniespodziankę (PO), która na razie uśmiecha się do nas kolorowym opakowaniem. Skoro wyboru nie ma, to może nie iść na wybory? W żadnym wypadku. Im mniej będziemy się interesowali tym, co robią politycy, tym bezczelniej będą sobie poczynali. Jedynym wyjściem jest głosować i patrzeć im na ręce, a w razie wpadki dążyć do odwołania pyszałków. Dopiero kiedy - podobnie jak tysiące zwykłych mieszkańcy Konina - poczują, że mogą stracić tę robotę, zaczną się nas bać i szanować, bo na razie aż nadto wyraźnie pokazują, gdzie mają naszą opinię.
Robert Olejnik






