Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościProfesor SGH o aferze Collegium Humanum: Nie tylko ta uczelnia oferuje niby-MBA

Profesor SGH o aferze Collegium Humanum: Nie tylko ta uczelnia oferuje niby-MBA

Dodano: , Żródło: LM.pl
Profesor SGH o aferze Collegium Humanum: Nie tylko ta uczelnia oferuje niby-MBA
Rozmowa

Collegium Humanum to pseudouczelnia, a zdobyte tam dyplomy nie mają nic wspólnego z MBA – ocenił w rozmowie z portalem LM.pl dr hab. Rafał Mrówka, profesor SGH, dyrektor Biura Programów MBA w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

W zeszłym tygodniu opisaliśmy, że co najmniej pięcioro członków Platformy Obywatelskiej z Konina jest absolwentami Collegium Humanum – uczelni, której władze oskarżone są o sprzedawanie dyplomów MBA. Dziś wiemy już, że nie jest to pełna lista – studia skończyła tam również Ewa Kulczyńska, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Koninie, także związana z PO.

Wszystkie osoby, które rozmawiały z portalem LM.pl, zapewniają, że zajęcia i egzaminy na uczelni faktycznie się odbywały. Ale jak mówi dr hab. Rafał Mrówka, profesor SGH i dyrektor Biura Programów MBA w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie – wartość tego typu dyplomów jest nikła, a takich pseudouczelni jest więcej.

Bartosz Skonieczny: Sprawa Collegium Humanum ma dwa oblicza. Z jednej strony jest dość oczywista sprawa działań nielegalnych, czyli kupowania dyplomów bez obowiązku uczestniczenia w zajęciach i zdawania egzaminów. Ale jest też druga odsłona – uczelni, która może i prowadziła zajęcia oraz egzaminowała studentów, ale jakość tych studiów jest mocno wątpliwa.

Prof. Rafał Mrówka: Przede wszystkim, studia MBA to nie są standardowe studia. Są one znacznie bardziej intensywne i wymagające niż typowe studia podyplomowe. Kluczową kwestią jest czas trwania tych studiów. Aby uzyskać międzynarodową akredytację studiów MBA, należy prowadzić programy obejmujące przynajmniej 500 godzin zajęć, gdzie spotykamy się bezpośrednio z wykładowcą i innymi studentami, często angażując się w dyskusje. Takie zajęcia mogą odbywać się online, ale raczej w formacie synchronicznym, niż odtwarzania jakichś wcześniej nagranych wykładów.

Do tego dochodzi dodatkowo drugie tyle godzin poświęconych na dodatkowe aktywności, przygotowanie projektów, przygotowanie się do trudnych egzaminów oraz wykonywanie zadań zespołowych. Są przedmioty, które muszą wejść w skład programu MBA – na pewno finanse, zarządzanie strategiczne oraz zarządzanie kapitałem ludzkim. Każdy taki obszar musi być zaliczony albo poprzez egzamin, albo poprzez jakąś trudną, nieoczywistą formę zaliczenia. Weryfikujemy w ten sposób efekty kształcenia uczestników.

Niezwykle ważne jest, aby zajęcia były bardzo praktyczne, oparte na studiach przypadków oraz aby dawały możliwość uczestnikom do wymiany wiedzy między sobą. Oczywiście, takich studiów nie można zmieścić w okresie krótszym niż półtora roku. Jeśli doliczymy czas potrzebny na napisanie pracy dyplomowej, która jest zwieńczeniem studiów to absolutne minimum to dwa lata na zakończenie takiego programu.

I teraz niech pan sobie odpowie, jak to się ma do tej pseudouczelni, którą pan wymienił i do wielu innych programów dostępnych dzisiaj na rynku, które można zrobić w dwa semestry. Okazuje się, że jedno spotkanie w miesiącu, na takiej uczelni to już jest dużo, a na koniec zdaje się test, który jest oczywisty z perspektywy jego zaliczenia. Tak to wygląda w porównaniu do tego, jak to powinno wyglądać.

Koszt takich studiów na Zachodzie i na polskich poważnych uczelniach to są naprawdę duże pieniądze. Tymczasem na Collegium Humanum i w innych podobnych instytucjach można je było zrobić za kilka, w porywach kilkanaście tysięcy złotych. To jest realne, by za takie pieniądze zorganizować zajęcia na poziomie?

Moim zdaniem, absolutne minimum to około 30 tys. złotych żeby te studia jakkolwiek mogły się spiąć. Trudno mi sobie wyobrazić, że można osiągnąć sensowny poziom za mniejsze pieniądze. Moje programy są droższe – najtańszy program kosztuje 40 tys. zł, a najdroższy na mojej uczelni – około 80 tys. zł. Jednak na tle światowym to wciąż bardzo tanio, takie studia potrafią kosztować w granicach 50 tys. euro, a niekiedy nawet 100 tys. euro czy dolarów. Wynika to z faktu, że jeśli chcemy zatrudnić najlepszych specjalistów, którzy łączą wiedzę teoretyczną z ogromnym doświadczeniem praktycznym, tacy ludzie nie zgodzą się pracować za niskie stawki.

To jest produkt w pewnym sensie luksusowy, najwyższej jakości. Jeżeli więc taki produkt, który musi być wysokiej jakości, nie kosztuje odpowiednio, należy zadać sobie pytanie, jak to jest możliwe.  Otrzymujemy więc coś, co ma tylko imitować wysoką jakość, za pieniądze, które odpowiadają kosztom podstawowej usługi. Moim zdaniem tylko w ten sposób jest to możliwe.

Wspominał pan o akredytacjach. W jaki sposób się je zdobywa?

Istnieją dwa typy akredytacji. Są akredytacje, gdzie akredytuje się uczelnię. Dwie najbardziej prestiżowe akredytacje to AACSB (amerykańska) i EQUIS (europejska). Posiadanie którejkolwiek z tych akredytacji przez uczelnię jest pewnego rodzaju gwarancją, że programy MBA są na dobrym poziomie, mimo że nie koncentrują się one bezpośrednio na tych programach.

Drugi typ akredytacji skupia się wyłącznie na programach MBA. Najbardziej prestiżową w tym obszarze jest akredytacja AMBA. Na świecie istnieje maksymalnie 300 uczelni z akredytacją AMBA. Ta limitacja wynika z polityki instytucji dokonującej akredytacji.

Jest też akredytacja programowa EFMD. To akredytacja, gdzie akredytowany jest konkretny program MBA. Jeżeli na przykład na uczelni funkcjonuje kilka programów MBA, może się zdarzyć, że tylko jeden z nich posiada tę akredytację. Akredytacja ta dotyczy tylko konkretnego programu, jednak doświadczenia zdobyte z akredytowanego programu często są przenoszone na inne programy.

Proces uzyskania akredytacji jest żmudny. Nie można poddać się akredytacji od razu po wprowadzeniu programu. Trzeba mieć zakończonych kilka edycji programu MBA i zestaw danych, którymi można się pochwalić. Sam proces przygotowania do akredytacji może trwać kilka lat, a najbardziej skomplikowana akredytacja, AACSB, wymaga co najmniej 5 – 7 lat przygotowań, zanim przyjedzie ktoś i sprawdzi, czy my rzeczywiście jesteśmy gotowi.

W przypadku pozostałych akredytacji proces może trwać nieco krócej, około dwóch do trzech lat. Akredytacja może być warunkowa, na przykład na rok. Normalnym wynikiem dla nowo akredytowanych uczelni są trzy lata. Najdłuższy okres akredytacji to pięć lat, po którym komisja ponownie weryfikuje postępy. Otrzymanie akredytacji pięć lat temu nie gwarantuje jej odnowienia, ponieważ proces akredytacji wymaga ciągłego doskonalenia programów.

strona 1 z 2
strona 1/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole