Wielkie koło urabiające od koparki mogłoby stanąć w centrum Konina
KONIN JEST NASZ
To miał być nietypowy pomnik, składający się z muzeum, kawiarni oraz właściwego monumentu. Stanąć miał na dzisiejszym placu Niepodległości czyli skwerze przed Konińskim Domem Kultury.
Projekt zrodził się na początku lat osiemdziesiątych, ale z budowy muzeum i kawiarni autorstwa Wojciecha Zabłockiego, tego od Pałacu Sportu, jak nazywano wtedy halę „Rondo”, szybko zrezygnowano, natomiast sam pomnik miał powstać później.
Zapewne wiele osób pamięta kamień dość długo stojący u stóp schodów prowadzących na górę skarpy, ale już niewiele z nich przypomina sobie napis na umieszczonej na nim tablicy, głoszący, że tutaj będzie w przyszłości pomnik górnika. Pomnik nigdy nie stanął, o sprawie zapomniano, a przy którejś z kolejnych zmian zagospodarowania placu kamień został usunięty.
Nie udało mi się zdobyć zdjęcia projektu. Krzysztof Dobrecki napisał o nim w lutym 1981 roku, że „jest to bezduszna, betonowo-granitowa konstrukcja w najgorszym razie przypominająca fortyfikacje Wału Pomorskiego, a w najlepszym swym surowym kształtem nadająca się na pomnik walki i męczeństwa”. Jego ideę, co może nam dać pewne wyobrażenie o zamyśle autora projektu, opisał zaś tak: „Nie wiem, czy górnicy taplający się w błocie odkrywki przez całą zmianę po powrocie do miasta mają ochotę patrzeć na granitowo-betonową replikę tego, co mieli na zmianie”.
Czy wobec rychłego zakończenia po 80 latach wydobycia węgla brunatnego, co w najbliższej okolicy Konina - mam na myśli odkrywkę Jóźwin - nastąpi już za kilka miesięcy, nie powinniśmy jednak pomyśleć o jakimś upamiętnieniu tego czasu? Wiem, że największym i najtrwalszym pomnikiem - nie zawsze pod względem estetycznym udanym - dorobku tych osiemdziesięciu lat jest cały niemal nowy Konin wraz z obiektami i budynkami powstałymi przy znaczącym lub wyłącznym udziale kopalni, które wymieniłem w tekście „Brykietowni już nie ma, ale czy możemy postawić sobie w Koninie koparkę?” z kwietnia tego roku. Ale z drugiej strony dotkliwie brak jest w przestrzeni naszego miasta nie tylko monumentalnych pomników, ale i niebanalnej małej architektury, która cieszy oczy mieszkańców i przyciąga spojrzenia przybyszów.
W Koninie najczęściej można zobaczyć rozstawione w różnych ważnych miejscach wielkie głazy, wykopane przez górników podczas wydobywania węgla. Zaopatrzone są one w stosowne tabliczki z napisem wyjaśniającym intencję fundatorów. Ich zasadniczą zaletą jest to, że tabliczkę wraz z intencją można wymienić - jak to zrobiono z pierwszym bodaj z tych głazów stojącym przy rondzie Solidarności, pierwotnie poświęconemu patronowi osiedla Aleksandrowi Zawadzkiemu - są więc dość uniwersalne i po zmianie gustów politycznych nie wymagają demontażu.
Jeden czy drugi taki głaz mógł robić wrażenie, ale przy obecnej ich liczbie miasto wygląda jak gigantyczne pole do gry w bule. Drugą połowę konińskich pomników spisać jest dość łatwo. Pierwsze miejsce zajmuje bez wątpienia duma Konina - słup drogowy z połowy XII wieku i jego replika na placu Zamkowym. Do wyjątkowych należy też pomnik stojący za parkiem Chopina, ale nie tyle ze względu na swoją formę, co upamiętnione w ten sposób ofiary mordu dokonanego przez Niemców w listopadzie 1939 r. na kilkudziesięciu mieszkańcach Konina i jego okolic („Czy na liście ofiar przy pomniku egzekucji z 1939 r. znajdą się wszystkie nazwiska?”).