Zasłabł na stacji paliw. Zamiast karetki wezwali policję. Pomogli Białorusini

Dwudziestu euro zabrakło Holendrowi, który na stacji benzynowej Orlenu w Osieczy próbował kupić paliwo. Mężczyzna zasłabł, a pracownicy stacji zamiast karetki mieli wezwać do niego policję. Pomogli mu dopiero postronni świadkowie.
Zdarzenie na swoim profilu FB opisał mieszkający w Polsce białoruski dziennikarz Aliaksandr Atroshchankau, a także poznański oddział Gazety Wyborczej. Jak relacjonuje Białorusin, w środę podczas podróży autostradą A2 zatrzymał się wraz ze znajomymi na stacji benzynowej w Osieczy (gm. Rzgów). Był świadkiem sytuacji, w której starszy mężczyzna próbował zapłacić za zatankowane wcześniej paliwo, trzykrotnie jednak błędnie wpisał kod PIN. W gotówce miał zaledwie 50 euro, podczas gdy należność wynosiła 20 euro więcej. Na dodatek mężczyzna nie mówił ani w języku polskim, ani po angielsku.
„Wygląd starszego pana nie mówił, że jest OK”
– Zapytałem pracownicę stacji, czy mogę pomóc w tej sytuacji – przetłumaczyć czy coś – relacjonuje Białorusin. – Powiedziała, że ten pan stracił przytomność, ale teraz wszystko jest OK. Wygląd starszego pana, który siedział na ławce, okrążony pracownikami stacji w postaci ochroniarzy, z pracownikiem stacji blokującym wyjście żeby nie uciekł, nie mówił, że jest OK.
Jak się okazało, pracownicy stacji wezwali do mężczyzny policję. Aliaksandr zdecydował się zadzwonić po pogotowie. – Karetka przyjechała dość szybko. Po minimalnych formalnościach z policją i pogotowiem, kłopotami z tłumaczeniem itd. zbadali tego pana i powiedzieli, że muszą niezwłocznie zabrać go do szpitala, bo stan jest tak zły, że nie mogą nawet czekać, aż policja sprawdzi go tożsamość – pisze na swoim profilu FB.
Sami zapłacili brakującą kwotę
Interwencję na stacji paliw w rozmowie z poznańską Wyborczą potwierdził asp. Sebastian Wiśniewski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Koninie, a przyjęcie na szpitalny oddział ratunkowy – Maria Wróbel z konińskiej placówki. Mężczyzna okazał się być Holendrem, stąd problemy z porozumieniem się z nim.
Sam Aliaksandr na FB ocenia reakcję służb bardzo pozytywnie. – Pogotowie działało szybko i profesjonalnie. Policjanci też weszli w sytuację, dzwonili do swoich znajomych i byłych nauczycieli, próbując znaleźć tłumacza, posłuchali medyków i wysłali pana do szpitala nawet bez ustalenia tożsamości, odprowadzili samochód pana na parking, żeby nie został ewakuowany, czego absolutnie nie byli zobowiązani robić – opisuje. Interwencja policji ostatecznie nie była konieczna, Białorusini z własnych pieniędzy zapłacili brakujące dwadzieścia euro.
Czy pracownicy stacji zachowali się odpowiednio?
Duże zastrzeżenia dziennikarz miał natomiast do pracowników stacji benzynowej. Początkowo, nie chciał ujawniać, do jakiej sieci należy stacja, by „uniknąć hejtu i spekulacji politycznych, bo nie o to mi chodzi”. Ostatecznie potwierdził jednak, że chodziło o placówkę Orlenu. Pracownikom stacji zarzucał brak zainteresowania stanem zdrowia mężczyzny i brak wezwania karetki pogotowia (choć mieli zapewniać, że to zrobili).
Rzecznikowi prasowemu koncernu wysłaliśmy pytania o opisane zachowanie pracowników stacji. Odpowiedź opublikujemy niezwłocznie po jej nadesłaniu.




