Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościKwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni

Kwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Kwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni

W kwietniu 1945 roku troje dorosłych już dzieci Mieczysław Kwileckiego wróciło do Malińca. Jednak w miejscu swojego urodzenia spędzili tylko kilka tygodni.

Można powiedzieć, że dla Józefa Złotnika wojna skończyła się w taki sam sposób, jak się zaczęła, był bowiem jednym z fornali, których we wrześniu 1939 r. hrabia Mieczysław Kwilecki wysłał na wschód z wozami wypełnionymi najcenniejszymi przedmiotami z dworu. Zbombardowani podczas przeprawy przez Wisłę, wrócili pieszo bez koni i wozów.

Fortepian połamali

Poszukiwania wojennych łupów czerwonoarmiści rozpoczęli od dworu (fot. nr 1) Mieczysława Kwileckiego. - Ruskie pierzyny wiązali i zabierali na plecy, a jak ludzie zobaczyli, że oni zaczęli kraść, to cała wioska się zleciała – opowiada Konstanty Woltman. - Fortepian chcieli wynieść, ale nie umieli nóg odkręcić, więc je połamali. Zostało tylko to, czego nie dali rady zabrać.

Chaotyczny rabunek dworu pijani żołnierze zakończyli wyrzuceniem przez okna mebli, z których rozpalili ognisko. Jeden z foteli trafił na podwórko państwa Fleśmanów, gdzie na zakończenie udanego dnia Sowieci urządzili popijawę. – Żołnierze przynieśli go dla swojego dowódcy – powtarza zasłyszaną od babci opowieść Krzysztof Marciniec. Kiedy pijani żołnierze pochowali się w piwnicach, gdzie urządzili sobie nocleg, Helena Fleśman schowała mebel w nadziei, że rano nikt nie będzie o nim pamiętał. Choć przez wszystkie powojenne lata wiele osób chciało ten fotel zdobyć, pozostał w ręku rodziny Fleśmanów, a później Marcińców, do dzisiaj.

Między skrzynkami z amunicją

Koniec wojny zastał trójkę dzieci hrabiego Kwileckiego w majątku rodziców ich matki w Rudzie Pilczyckiej (koło Włoszczowej w dzisiejszym woj. świętokrzyskim). Czwarta z rodzeństwa - Gabriela - od grudnia 1943 r. przebywała w klasztorze sióstr niepokalanek w Szymanowie, do którego wstąpiła pół roku po śmierci ich matki w pożarze.

Do tragedii doszło pod koniec maja 1943 r. Na wieść o pożarze we wsi Maria Kwilecka rzuciła się z synami do pomocy. 18-letni już wtedy Stefan wdrapał się na dach któregoś z domów, gdzie mokrymi szmatami dusił ogień. W pewnym momencie zobaczył, jak jedna z płonących strzech spada na matkę, a sweter na niej w jednej chwili staje w płomieniach. Zabrana do szpitala w Radomsku, Maria Róża dwa dni później zmarła. Miała zaledwie 45 lat.

Kwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni
Kwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole