Kwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
W kwietniu 1945 roku troje dorosłych już dzieci Mieczysław Kwileckiego wróciło do Malińca. Jednak w miejscu swojego urodzenia spędzili tylko kilka tygodni.
W marcu 1945 r. Stefan Kwilecki dostał wezwanie na komisję wojskową, która szczęśliwie dla niego stwierdziła, że poważna wada wzroku czyni go nieprzydatnym dla armii. - Postanowiłem nie wracać do Pilczycy, ale ruszyć w świat, aby rozejrzeć się w sytuacji – napisał we wspomnieniach. Do Łodzi Stefan Kwilecki dojechał pociągiem towarowym, schowany między skrzynkami z amunicją. Tam przenocował u znajomych i nakarmiony ruszył w dalszą drogę... tramwajem, którym dotarł do Ozorkowa (30 km na północ od Łodzi), a stąd po dwóch dniach podróży dojechał wąskotorówką do Malińca. - Od razu poszedłem do czworaków, aby odszukać naszego kierowcę, pana Franciszka Nowickiego. Przyjął mnie z wielką serdecznością. Opowiadaniom o przeżyciach wojennych nie było końca! Ostatni raz byłem tutaj z Renią podczas wakacji w 1939 r. (na fot. nr 2 od lewej: Stefan, Gabriela, Kazimierz i Teresa).
Kartoflanka w ciepłuszce
Po kilku dniach Stefan Kwilecki ruszył w drogę powrotną po Teresę i Kazimierza. Franciszek Nowicki zaopatrzył go na drogę w wyprodukowany z buraków cukrowych bimber, który miał zastąpić pieniądze, a jego żona przygotowała mu solidną wałówkę. - W Koninie znowuż wdrapałem się do pustego krytego wagonu towarowego, jadącego do Warszawy. Na którejś stacji przyszedł do mnie żołnierz z konwoju z zapytaniem, czy mam coś do palenia. Trzeba było się podzielić machorką od Nowickiego! Za chwilę przyszedł następny po to samo, aż wreszcie zaprosili mnie do swojej „ciepłuszki" z kozą pośrodku. W wiadrze gotowała się zupa. Poczęstowali mnie gorącą kartoflanką z mięsem. Przy trzaskającym mrozie było to bardzo miłe zdarzenie!
Powrót do Malińca
W podróż powrotną do Malińca młodzi Kwileccy wybrali się dwiema furmankami, których wynajęcie opłacili meblami z dworu w Rudzie Pilczyckiej. Nie mieli pieniędzy, a meble – byli o tym przekonani – i tak zostałyby rozkradzione po ich wyjeździe. Kilka najcenniejszych złożyli u zaprzyjaźnionych rodzin do późniejszego odbioru.
Pokonanie około 130 km do Ozorkowa zajęło im dwie doby, z noclegami w Piotrkowie Trybunalskim i Łodzi. Do Malińca dojechali wąskotorówką (kolejne 130 km) piątego dnia podróży. Jedną z nocy spędzili w pustym wagoniku na stacji w Krośniewicach, podczas której ogrzewał ich piec żeliwny, w którym Stefan napalił, znalezionym na stacji węglem. W Malińcu znów „bardzo serdecznie powitali nas państwo Nowiccy, którzy zresztą udzielili nam gościny w swoim mieszkaniu, w czworakach. Myślę, że to był kwiecień 1945 r.”
Starego Kwileckiego by wypędzili
Nie wprowadzili się jednak do „zdewastowanego tak przez Niemców, jak i przez armię wyzwolicielską” dworu, żeby nie kłuć w oczy nowej władzy swoją obecnością. Trójkę młodych Kwileckich przygarnął Franciszek Nowicki i rodzina pana Pawlaka - przedwojennego ogrodnika ich ojca. - Trzeba przyznać, że tak zwana służba folwarczna przyjęła nas o wiele sympatyczniej niż wieś – zapamiętał Stefan Kwilecki.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.