Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościKiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą

Kiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Kiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą

Życie bez ciepłej wody? Być może trudno nam to sobie dzisiaj wyobrazić, ale jeszcze całkiem niedawno wraz z pierwszymi upałami dla mieszkańców Konina zaczynał się miesiąc bez ciepłej wody.

Józef Karykowski zlecił opracowania dokumentacji na cieplik biuru projektów energetyki z Warszawy, które miało już doświadczenie z rurociągiem dla elektrociepłowni Żerań, wykonanie roboty zlecił natomiast warszawskiej Hydrobudowie. Jedno i drugie było możliwe dzięki temu, że do 1959 r. Józef Karykowski pracował w Biurze Projektów Zarządu Lotniskowego Wojsk Lotniczych w Warszawie, co zaowocowało licznymi i bardzo pożytecznymi kontaktami.

O ile w Koninie Józef Karykowski miał dla swoich działań pełne poparcie władz miasta, to poznańskim przełożonym jego poczynania wcale się nie spodobały. Nikt tego głośno nie powiedział, ale poznaniaków zirytowało, że gorąca woda popłynęła do miejskiej sieci ciepłowniczej Konina, kiedy w Poznaniu dopiero się do tego przygotowywano, a w rezultacie w stolicy Wielkopolski centralne ogrzewanie pojawiło się trzy lata późnej niż w powiatowym Koninie. Na skutek owych dąsów z końcem września 1964 r., na dwa tygodnie przed uruchomieniem konińskiego cieplika, Józef Karykowski odszedł z DBOR do Huty Aluminium Konin, gdzie objął stanowisko głównego inżyniera budowy.

Ludzie wyzywają, a tu nie ma czym robić

Zanim jednak ciepła woda popłynęła do rur konińskiego ciepłociągu, trzeba było nie tylko ułożyć nową ich sieć, ale i doprowadzić dotychczasową do stanu używalności. Okazało się bowiem, że od chwili budowy kotłowni i ułożenia pierwszych rur do bloków nowego osiedla, nikt nie zajmował się konserwacją tej sieci. Odpowiedni zespół fachowców zaczęto kompletować dopiero w 1963. – Pierwszy rok mojej pracy tutaj aż trudno opisać – wspomina Ryszard Ratajczyk. - Planów nie było, nie było wiadomo, gdzie który blok jest podpięty, wszystko było pordzewiałe, w rozdzielniach woda leciała z zaworów. Pamiętam, że w bloku na Energetyka w samą Wigilię całe piętro było zalane.

Brakowało nie tylko ludzi, ale również narzędzi i części. – Ani młotka, czy przecinaka, niczego – pamięta Ryszard Ratajczyk. - A na dodatek od zaopatrzeniowca tylko słyszeliśmy, że nic nie ma. Ludzie nas wyzywają, ta z administracji też ma pretensje, a tu nie ma czym robić. To chodziliśmy do tych chłopaków, co budowali trzecie osiedle, i zawsze coś od nich przynieśliśmy: a to kawałek rurki, a to czegoś, i jakoś sobie radziliśmy.

Bez komina, bez palaczy

Stanisław Barczak, który pracę w zakładzie cieplnym MZBM podjął w październiku 1963 r., pamięta, że razem z nim ekipa konserwatorów sieci ciepłowniczej liczyła siedem osób. To był ostatni sezon funkcjonowania kotłowni przy ul. Kotłowej. - Kiedy zamknięto kotłownie, zajęliśmy się konserwacją zaworów w kolektorach na pierwszym i drugim osiedlu. Przed puszczeniem ciepła z nowego źródła trzeba było wszystko przezbroić, to znaczy wymontować wszystkie zawory, które istniały przy kotłowniach lokalnych, a włączyć zawory na wyższe ciśnienie. Rura z elektrociepłowni została doprowadzona (na fot. nr 6 montaż rur na wiadukcie na ul. Przemysłowej) do komory rozdzielczej na czwartym osiedlu, przy wiadukcie. Stamtąd rozchodziło się ciepło na osiedla, również na to dopiero planowane - piąte.

Kiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą
Kiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą
Kiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą
Kiedy mieszkańcy pierwszych bloków dogrzewali się kozą
Kotlownia5
Kotlownia6
Kotlownia7
Kotlownia8
Kotlownia9
Kotlownia11
Kotlownia12
Kotlownia13
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole