Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościSyn konińskiego fabrykanta

Syn konińskiego fabrykanta

Z HISTORII KONIŃSKIEJ KOPALNI

Dodano: , Żródło: Kurier Koniński
Syn konińskiego fabrykanta

Jednym z pierwszych inżynierów zatrudnionych przez konińską kopalnię był Stefan Włodarczyk - syn przedwojennego konińskiego fabrykanta. Paradoksem jest, że kiedy on budował kolejne odkrywki, w tym samym czasie ludowa władza doprowadzała Fabrykę Maszyn Rolniczych jego ojca do upadku.

Stefan Włodarczyk pamięta swoje zdziwienie, że na granicy nikt nie zabrania mu robienia zdjęć. Przyzwyczajony, że w ludowej wówczas Polsce takie zakazy napotykało się na każdym kroku, zapytał któregoś z austriackich pograniczników o zgodę. „A fotografujcie sobie” usłyszał. Przy okazji służbowej wyprawy panowie odwiedzili Wenecję i Rzym, gdzie zrobili sobie zdjęcie na schodach hiszpańskich oraz zwiedzili Monte Cassino. W Mediolanie dokonali technicznego odbioru prostownika (dyrektor Hwałek też był elektrykiem). – Na miejscu porobiliśmy wszystkie próby i wróciliśmy do Polski – pamięta Stefan Włodarczyk. – Ale problem rozwiązały dopiero prostowniki z PKP. Ministerstwo komunikacji elektryfikowało wtedy główne szlaki kolejowe w Polsce i złożyło duże zamówienie w NRD na takie właśnie prostowniki. Jak się okazało, one odpowiadały naszym wymaganiom i kolej kilka sztuk nam odstąpiła. Wtedy wreszcie ruszyła trakcja i wszystko zaczęło jako tako chodzić.

Czerpanie nie wystarcza

W lutym 1958 r. dyrektorem kopalni został Jan Stowski, który do tej pory był z ramienia dyrekcji odpowiedzialny za inwestycje i był bezpośrednim przełożonym Stefana Włodarczyka. Po objęciu nowego stanowiska, uczynił podwładnego głównym inżynierem inwestycji. – Zajmowałem się przede wszystkim swoją dziedziną czyli elektryką, ale z konieczności sporo się przy tej okazji nauczyłem górnictwa – wspomina pan Stefan.

Ĺąródłem nieustannych problemów była wtedy koparka wyprodukowana przez Gliwickie Zakłady Urządzeń Technicznych (stąd jej nazwa: GZUT W-750), której montaż rozpoczęto w kwietniu 1954 r. Maszynę złożono, ale jej próbny rozruch wciąż się przedłużał. Do pracy przystępowały kolejne niemieckie maszyny, które zaczęto składać dopiero od połowy roku 1954 (koparki Ds-1120, SchR-315 i Rs-400 oraz zwałowarka As-1120), a polski prototyp wciąż nie był gotowy do pracy. Dopiero po czterech latach, 23 kwietnia 1958 roku, GZUT wszedł do eksploatacji, wciąż jednak ulegał awariom i wymagał napraw. - Wtedy jeszcze nazywano tę koparkę czerparką i to była nazwa, niestety, słuszna - śmieje się Stefan Włodarczyk – bo ona nadawała się jedynie do czerpania. O ile mogła dobrze spisywać się przy dostarczaniu piasku do podsadzania wyeksploatowanych już chodników kopalni na górnym Śląsku, gdzie producent testował prototyp GZUT, czy na przykład przy pogłębiania rzek, to tam gdzie trzeba ukopać gliny, iły, twardy nadkład, potrzebna była ko-par-ka – wyraźnie rozdzielając sylaby, Stefan Włodarczyk podkreśla w nazwie czynność kopania. – To musi być bardzo silna konstrukcja, odpowiednie ostrza i dysponująca odpowiednią mocą przede wszystkim. A GZUT był za słaby. Skończyło się na tym, że po paru latach (w 1961 r. – dop. red.) został zdemontowany i oddany na części zamienne.

Rok w elektrowni

Pod koniec 1958 roku Stefan Włodarczyk podjął decyzję o opuszczeniu kopalni. - Miałem scysję z dyrektorem Zjednoczenia, pokłóciłem się z nim, (już nie pamiętam, o co poszło), on mnie opieprzył, a ja się obraziłem i powiedziałem: idę do elektrowni. Przez cały 1959 r. pracowałem w Elektrowni Konin jako zastępca kierownika działu elektrycznego.

- Pod koniec roku dyrektor Stowski zaproponował, żebym wrócił. Powiedział: „dyrektor Schmidt odszedł ze Zjednoczenia do Dolnośląskiego Biura Projektów Górniczych we Wrocławiu, jak chcesz, to przyjdź”. To wróciłem, bo jednak ciągnęło mnie do kopalni. Zostałem inspektorem nadzoru, ale bardzo szybko wróciłem na stanowisko głównego inżyniera i pozostałem na nim już do 1975 roku.

Bez partii i nominacji

Kiedy Stefan Włodarczyk odpowiadał w konińskiej kopalni za inwestycje, budowane były odkrywki: Gosławice, Pątnów, Kazimierz i Jóźwin. Ostatnie sześć lat pracował pod kierownictwem dyrektora Jerzego Więckowskiego. – Człowiek bezpartyjny, wielkiej kultury (doskonale znający język niemiecki i angielski i z tej racji bardzo często pełniący również rolę tłumacza - jak na fot. nr 3) i nigdy nie dostał nominacji na zastępcę dyrektora do spraw inwestycji – usłyszałem o Stefanie Włodarczyku z ust Jerzego Więckowskiego. – Na to stanowisko przychodzili przeważnie ludzie z zewnątrz. To się nazywało nomenklatura. Ale on był tak przygotowany, że i tak prowadził te inwestycje samodzielnie. A jeżeli coś ustaliliśmy, to był bezwzględny.

Bez partii i nominacji
Bez partii i nominacji
Bez partii i nominacji
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole