Cała para w entuzjazm
Z HISTORII KONIŃSKIEJ KOPALNI
Konińską kopalnią kierował przez pięć lat, z których dwa przypadły na czas najtrudniejszy, tuż po wojnie. Był jednym z tych, którzy pracowali po kilkanaście godzin dziennie, nie pytając o wynagrodzenie. Przeżyte tu chwile i spotkanych ludzi Stanisław Kozłowski wspominał do końca życia.
W kwietniu przystąpiono więc do opracowania wniosku o przyznanie funduszu inwestycyjnego. Ponieważ Niemcy nie pozostawili żadnej dokumentacji technicznej ani ekonomiczno-księgowej, prace, którymi kierował Stanisław Kozłowski, rozpoczęto od inwentaryzacji majątku przedsiębiorstwa.
Po Tłoczku - Kozłowski
Nie sposób ustalić dokładną datę, z którą Stanisław Kozłowski objął stanowisko dyrektora kopalni po Ignacym Tłoczku, który został przeniesiony do Głównego Urzędu Planowania Regionalnego w Warszawie. Krystyna Michalak, córka Stanisława Kozłowskiego, przekazała mi dokument, z którego wynika, że jej ojciec dyrektorem kopalni został 26 maja, ale jest też w posiadaniu protokołu przekazania przez Ignacego Tłoczka obowiązków swojemu następcy dopiero w dniu 16 lipca. Natomiast pierwszy dyrektor kopalni napisał we wspomnieniach, że do Warszawy przeniósł się w końcu... czerwca.
Możemy się tylko domyślać, że Ignacy Tłoczek przenosił się do Warszawy stopniowo, coraz rzadziej bywając w kopalni, którą faktycznie kierował wtedy jego zastępca. Formalności dopełniono najprawdopodobniej dopiero po fakcie.
Z Kramska do Warszawy
Przejęcie przez Stanisława Kozłowskiego obowiązków dyrektora Kopalni Węgla i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów to dobry moment, żeby odpowiedzieć na pytanie, jakim to zrządzeniem losu znalazł się on w Koninie. Otóż okazuje się, że wprawdzie wojna przygnała go tutaj aż z Bydgoszczy, ale urodził się w 1903 r. pod... Kramskiem, a jego rodzina pochodzi z Rannej, wsi oddalonej od Kramska o niespełna 2,5 km.
Miał siedem lat, kiedy zmarł jego ojciec, więc przymuszony okolicznościami więcej czasu spędzał w polu, niż w szkole, toteż podstawówkę ukończył dopiero w 1919 r. Dwa lata później nadrobił to opóźnienie, zaliczając egzamin końcowy czteroklasowego gimnazjum ogólnokształcącego. Jesienią tego samego roku zmarła jego matka, a że był jedynakiem, w rodzinnym domu nic go już nie trzymało, toteż przeniósł się do Warszawy, gdzie podjął pracę w przemyśle budowlanym a jednocześnie rozpoczął naukę w Państwowej Szkole Budowy Dróg.
Samodziałający proszek do prania
Po odsłużeniu wojska, zatrudnił się w przedsiębiorstwie Wolwis „przy budowie różnych odcinków kolejowych”, między innymi przy rozbudowie kolejowego węzła warszawskiego. Kiedy jego firma prowadziła prace pod Bydgoszczą, poznał Zofię Lachowską, z którą ożenił się w 1929 r. Przez jakiś czas prowadził roboty budowlane na własny rachunek, aż w 1931 r. otworzył fabrykę chemiczną. Produkował między innymi mydło Henko (jak jego syn Henryk Kozłowski, który miał zostać następcą ojca) i Boran „samodziałający proszek do prania”, jak można przeczytać w reklamie, umieszczonej w Kurierze Bydgoskim z 16 lipca 1939 r.
Wojna zniszczyła budowane powoli podwaliny pod stabilizację majątkową. Odzyskaną po kampanii wrześniowej wolnością Stanisław Kozłowski nie cieszył się długo, bo na przełomie listopada i grudnia 1939 r. aresztowano go za przynależność do Związku Zachodniego i Związku Obrony Przemysłu Polskiego. W tym czasie jego żona wraz z trójka dzieci została przez Niemców wyrzucona z domu. – Podreptaliśmy za mamą na dworzec kolejowy, żeby dostać się do Konina, bo jedyna rodzina jaką mieliśmy, to była rodzina ojca we wsi Ranna – wspomina Henryk Kozłowski. – Matka z kilkumiesięczną Krysią na ręku, w drugiej ręce niosła walizkę, a ja, czteroletni wówczas, z o dwa lata starszą siostrą pchaliśmy drugą walizkę.
Do Konina dotarli tego samego dnia wieczorem. - Wypędzili nas z dworca kolejowego, bo w nocy nie wolno tam było siedzieć – pamięta Henryk Kozłowski. – Usiedliśmy na ławce pod wieżę ciśnień, żeby przeczekać do rana. To musiała być późna jesień, bo było nam zimno. Ale przechodził jakiś kolejarz i zainteresował się nami. Matka opowiedziała mu naszą historię i on wziął nas do swojego domu. Nazywał się Parus
Okupacja na Kolskiej
Do Rannej dojechał wkrótce również Stanisław Kozłowski, który dopiero w 1942 r. zdobył legalne dokumenty, pozwalające na podjęcie pracy. Kiedy został zatrudniony w Kreisbauamcie, rodzina zamieszkała w domu państwa Szyniszewskich przy ulicy Kolskiej w Koninie. - Mieliśmy mały pokój na stryszku i tam w pięć osób mieszkaliśmy do końca okupacji – pamięta pan Henryk. – Na całą rodzinę były dwa żelazne łóżka, grzała nas koza (żeliwny piecyk wolnostojący– dop. red), doskwierała bieda, ale atmosfera była znakomita, bo tam wszyscy byli w takiej sytuacji jak my – dodaje Krystyna Michalak.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.