Synagoga znów ożyje, a wraz z nią pamięć o żydowskich sąsiadach
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Zbudowana prawie dwieście lat temu synagoga znów jest własnością samorządu Konina. Dzięki temu jeden z nielicznych tej klasy i najpiękniejszych naszych zabytków ma szansę zyskać należne mu miejsce w przestrzeni miasta.
Synagoga (fot. 1-8) pojawiła się w moim życiu w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy rozpocząłem naukę w liceum w starym Koninie. Mijałem ją codziennie, ale rano, idąc lub biegnąc z przystanku autobusowego na placu Zamkowym do szkoły, nie poświęcałem jej zbyt wiele uwagi. Dopiero po lekcjach miałem czas, żeby przyjrzeć się zagadkowym ornamentom na kutym w żelazie ogrodzeniu, bo sam budynek ginął za zaroślami.
Myślałem, że zginęła tam jedna rodzina
Nie jestem pewien, czy wiedziałem wtedy, że dwa zachodzące na siebie równoramienne trójkąty to gwiazda Dawida, ale nawet gdybym wiedział, to nie skojarzyłbym tego z wydarzeniem z mojego dzieciństwa, kiedy dziadek Adam zabrał mnie któregoś letniego dnia do lasu rudzickiego (rodzice mojego ojca mieszkali w Niesłuszu za przejazdem kolejowym). Nie umiem sobie przypomnieć, czy to był zwykły spacer, czy wyprawa na grzyby, ale w moją pamięć na zawsze wrył się obraz wielkiej zarośniętej mogiły i opowieść o okrutnym zgładzeniu w tym miejscu wiele osób.
Nie pamiętam szczegółów opowieści dziadka, ale w mojej głowie nie chciało się widać pomieścić, że ktoś mógł pozbawić życia setki i tysiące ludzi, bo przez wiele późniejszych lat tkwiła we mnie pamięć o wystarczająco przerażającej dla siedmioletniego mniej więcej chłopca tragedii wymordowanej w głębi lasu rodziny.
Grób zarośnięty krzakami
Historią swojego miasta zacząłem się interesować dopiero po studiach, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy w bibliotece pedagogicznej, która razem z redakcjami ówczesnych konińskich gazet mieściła się wtedy w prostokątnym budyneczku tuż przy KDK (fot. 9), odkryłem Roczniki Konińskie.
Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy natknąłem się na informację o zagładzie konińskich Żydów w samochodach, przerobionych na komory gazowe, ale dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, że przed laty dziadek pokazał mi w rudzickim lesie miejsce, gdzie jesienią 1941 r. sonderkommando Herberta Lange wymordowało około półtora tysiąca koninian wyznania mojżeszowego.
Kiedy zobaczyłem to miejsce jako dziecko, było całe zarośnięte krzakami, tworzącymi zwarty sześcian zbitej ciasno roślinności. Tak je zapamiętałem.