Wanny uciekały, a milicjanci pomagali usuwać awarię
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Aluminium produkowano w Koninie ponad cztery dekady, ale najtrudniejsze były pierwsze cztery lata, kiedy wydział elektrolizy niemal bez przerwy nękały awarie. W usuwaniu jednej z nich pomagali nawet... milicjanci.
– A Francuzi wcale nie byli tacy chętni do dzielenia się z nami swoją wiedzą – pamięta Jerzy Kukulski. Jerzy Kukulski był z kolei absolwentem technikum górniczego i do pracy w hucie przyszedł z konińskiej kopalni. Razem z Mirosławem Kropidłowskim należał do nielicznej grupy zatrudnionych w hucie mieszkańców Konina i okolic, którzy mieli średnie wykształcenie. Duża część pozostałych skończyła zaledwie podstawówkę, w najlepszym razie szkołę zawodową. Wielu to chłoporobotnicy, którzy często w porze letnich żniw, tak działo się przynajmniej na początku, zanim załoga huty się ustabilizowała, przestawali przychodzić do pracy. - Była duża rotacja pracowników, bo to była ciężka praca w bardzo wysokich temperaturach, a na początek nie dostawali zbyt dużych pieniędzy – wspomina Jerzy Kukulski.
Gazowe chmury
Dla ochrony przed wysokimi temperaturami pracownicy elektrolizy nakładali na twarz maść o galaretowatej konsystencji oraz okulary i maski, a elektrolizerowi, którzy pracowali bezpośrednio przy wannach, mogli dodatkowo osłonić twarze przyłbicami. Chroniły ich też specjalne ubrania (ale bez kapeluszy, w jakie ubierano hutników na pochody pierwszomajowe, fot. nr 6) i rękawice.
Za odprowadzanie na zewnątrz hali gazów, których najwięcej wydzielały upalające się anody, odpowiedzialne były potężne wentylatory, ale jakość ich pracy pozostawiała wiele do życzenia, bowiem z powodu oszczędności nie zakupiono od Francuzów licencji na ich wykonanie, tylko powierzono to zadanie krajowemu wytwórcy. – Bardzo często pracowała tylko jedna trzecia z kilkunastu wentylatorów – wspomina Jerzy Kukulski. – Bywało, że w górze hali wisiały obłoki pyłu, niczym w pochmurny deszczowy dzień.
Ocieplanie kąpieli
Pracujące na dachach hal elektrolizy wentylatory były powodem innych, najpoważniejszych chyba w tamtym czasie awarii, które w grudniu 1968 r. dotknęły stacje zasilania elektrolizy w energię elektryczną. Wyrzucane z wentylatorów gazy skraplały się i, pchane wiatrem w stronę rozdzielni, osiadały na izolatorach, co doprowadzało do przeskoków napięcia a w rezultacie do zwarcia. – Dziewiętnastego grudnia, kilkadziesiąt minut po północy huta została całkowicie pozbawiona zasilania w energię elektryczną – zapisał Hipolit Dragan, wtedy główny inżynier do spraw energomechanicznych.
Kilkaset ofert mieszkań na wynajem i sprzedaż – znajdź idealne lokum szybko, bezpiecznie i w dobrej cenie!












