Zwolnili dyrektora, żeby zrobić miejsce dla towarzysza z Komitetu
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

- Władze nie chciały się zgodzić, żebym tej klasy nie prowadził, bo to była klasa matematyczno-fizyczna. Całe cztery lata go uczyłem, tylko maturę zdawał u kogoś innego.
Opowiedział mi też incydent, jaki mu się przytrafił w tej właśnie klasie, który doskonale ilustruje relacje Zygmunta Szatkowskiego z uczniami i jego metody wychowawcze.
- Wchodzę do sali lekcyjnej i widzę, że dwóch uczniów się bije. Zatrzymałem się i patrzę na to. Ktoś krzyknął, że wszedłem. Ja stoję i czekam. W końcu przestali, podnieśli krzesła, postawili stół, a ja poszedłem do katedry i zapisałem temat. Wziąłem jednego z uczestników bójki do tablicy. Nie umiał - dwa. Drugi to samo. Chłopak wrócił do ławki, a ja podałem temat lekcji. I ani słowa na temat tego, że oni się bili. Krzysiek przyszedł do mnie i mówi: „Tato, przecież wszyscy czekali!”. „Na co? Przecież wszyscy widzieli, co się dzieje. Czy to jeszcze komentarz potrzebny? Temat podyktowałem i do roboty”. I to najwięcej uczniów pognębiło. Mówili na mnie Szatan. Ja wiedziałem, ale się nie gniewałem.
Niczego nie żałował
Kiedy rozmawialiśmy w grudniu 2014 roku, Zygmunt Szatkowski niemal od 30 lat był już na emeryturze, ale nadal powtarzał, że niczego nie żałuje.
- Od początku byłem matematykiem i lubiłem to - wyznał. - Gdybym miał jeszcze raz wybierać ten zawód i ten przedmiot, to wybrałbym to samo. Miałem jedną zasadę: uczeń to też człowiek. A nie: jak nie umiał, to od razu go zbesztać.
W bardzo specyficzny sposób dyrektor Szatkowski poradził sobie ze spóźnialskimi:
- Dużo młodzieży i nauczycieli się spóźniało, więc zapowiedziałem, że punkt ósma będę zamykał drzwi. Śmiali się, a ja kazałem napalić w piecu w przedsionku i postawić tam osiem krzeseł. I o ósmej drzwi zostały zamknięte. Pamiętam, że za pierwszym razem za drzwiami zostało troje nauczycieli i z sześciu, siedmiu uczniów. Ja sobie pospacerowałem po korytarzu i o ósmej piętnaście otworzyłem drzwi. „Proszę na zajęcia”, powiedziałem tylko. Koniec. Bez komentarza. Już więcej nikt się nie spóźnił.
Bez słowa podziękowania
Dyrektorem Zygmunt Szatkowski został 1 sierpnia 1981 roku po nagłej rezygnacji z funkcji Zdzisława Maciejewskiego i w środku niezwykle skomplikowanego remontu i rozbudowy szkoły.
- To wszystko się działo przy normalnych zajęciach na dwóch niższych kondygnacjach - wspominał. - Niedopuszczalne. I ja się tego podjąłem. Normalnie powinniśmy wyprowadzić młodzież i budynek powinien być pusty, tymczasem młodzież chodziła, cholera, po cegłach, po gruzie, po wszystkim. Jakby tego było mało podjąłem się jeszcze dodatkowej roboty – budowy stołówki, która wcześniej mieściła się w piwnicy, a nad nią były ubikacje.
Ponieważ w kuratorium powiedziano dyrektorowi, że nie ma pieniędzy na nowe inwestycje, poszedł po pomoc do wojewody Edwarda Brzęczka, z którym znał się wcześniej ze wspólnej pracy. I stołówka powstała.
- A potem władze postąpiły po chamsku - opowiadał z goryczą Zygmunt Szatkowski o okolicznościach swojego rozstania z II Liceum. - Zwykle jak odwołują kogoś, to napiszą chociaż jedno zdanie: „Dziękujemy za dotychczasową pracę”. Mnie tego nikt nie napisał. Musiałem zrobić miejsce komuś z komitetu - panu Tylakowi. Drugiego stycznia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku oddałem stołówkę, a w kwietniu odszedłem. W zawodzie nauczycielskim przepracowałem czterdzieści osiem lat i trzy miesiące. Żal pozostał.
Zygmunt Szatkowski zmarł 18 września 2020 w wieku 93 lat.
Na temat historii II Liceum Ogólnokształcącego w Koninie w LM.pl ukazały się następujące publikacje:
Pół wieku II Liceum: Jak koledzy dwójkami się wymieniali
Szatan i diabelska klasa czyli burzliwe lata 80. w II LO
Mamy swój kanał nadawczy. Dołącz i bądź na bieżąco!








