Mieszkali nad dworcem
Stary dworzec kolejowy w Koninie przetrwał niewiele ponad pół wieku. Tym razem naszym przewodnikiem po, wyburzonym prawie czterdzieści lat temu, budynku będzie Janusz Rogowski, który mieszkał na jego piętrze do 1964 roku.
Stary dworzec kolejowy w Koninie przetrwał niewiele ponad pół wieku. Tym razem naszym przewodnikiem po, wyburzonym prawie czterdzieści lat temu, budynku będzie Janusz Rogowski, który mieszkał na jego piętrze do 1964 roku.
- Zamiast uderzeń zegara, czas wyznaczał nam brzęk sztućców w kredensie - wspomina z uśmiechem Janusz Rogowski. - Aha, mówiła mama, piąta godzina, bo leci Poznań. Myśmy już nie zwracali na to uwagi, pociągi nawet nas nie budziły, ale nowi goście się dziwili: o, szklanki dzwonią, mówili. A niech sobie dzwonią, odpowiadaliśmy. Bo myśmy wiedzieli, o której godzinie jaki pociąg wjeżdża i w którą stronę dalej jedzie, czy to towarowy czy osobowy. Dużo tego było, bo wtedy wszystko szło przez kolej, budowa elektrowni jednej i drugiej, w ogóle cały przemysł.
Rowerem po pokoju
Stanisław Rogowski, ojciec Janusza, został przeniesiony do Konina z Koła w 1953 r. Zatrudniono go tutaj na stanowisku dyżurnego ruchu. Wraz z żoną i ośmioletnim wtedy Januszem zajęli jedno z czterech służbowych mieszkań, znajdujących się na piętrze dworca kolejowego. Zamieszkali we wschodniej części budynku (na fot. nr 1 widoczna po prawej; do części mieszkalnej prowadziło wejście zwieńczone łukiem), gdzie sąsiadowali z rodziną zawiadowcy stacji, która ze swoich okien widziała jedynie perony, torowiska i rozciągające się za torami sady i pola. Rogowscy mieli nieco bardziej urozmaicony widok, bo na rozległy plac przed dworcem, z dorożkami czekającymi na podróżnych i fontanną na środku okrągłego klombu. Na wprost okien mieli wylot ulicy Dworcowej, na prawo od niej tartak, a po lewej rozrastające się coraz bardziej osiedle, które tuż przed ich przybyciem właśnie zaczęło powstawać.
Wprawdzie mieszkania miały tylko po dwa pokoje i kuchnię, a jedna łazienka przypadała na dwie rodziny, ale były olbrzymie. - Po największym pokoju, który miał ponad osiem metrów długości, jeździłem rowerem - wspomina z nostalgią pan Janusz - a w kuchni mieściły się dwa duże stoły.
UB-ek na poddaszu
Janusz Rogowski pamięta jeszcze, że w mieszkaniach położonych w zachodniej części budynku dworcowego mieszkali z rodzinami kontroler ruchu Szczubełek i dyżurny ruchu Sapikowski. Na poddaszu nad nimi było jeszcze jedno mieszkanie. - Tam w latach pięćdziesiątych mieszkał UB-owiec zwany Kulawym Kaziem. W sumie to nie był groźny facet i z kolejarzami żył w zgodzie, bo jak była jakaś sprawa to najpierw przyszedł i uprzedził, że może być to czy tamto - opowiada Janusz Rogowski.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.