Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościKarolina Pańczyk: „Wciągnęłam się i bardzo to pokochałam”

Karolina Pańczyk: „Wciągnęłam się i bardzo to pokochałam”

Dodano:
Karolina Pańczyk: „Wciągnęłam się i bardzo to pokochałam”
Wywiad

Foto Instagram Karoliny Pańczyk

Co było dalej?

Potem zapisałam się na open mic do niego i Sebastiana Rejenta w Resorcie Komedii w Warszawie. Czarek zachęcał mnie, żebym napisała coś więcej, bo wtedy zaprosi mnie na suport razem z jakimś innym komikiem. I on nadal tak robi, że zaprasza czasem dwóch supportujących, czyli np. mnie i Alekseja Rogozina albo Mateusza Płochę i Bartka Młynarskiego. Jak masz mniej materiału, to najczęściej grasz z kimś przed nim, co jest niezwykle komfortowe, bo możesz spokojnie dopieszczać swój materiał. Na początku mieliśmy po 15 minut, a potem wchodził Czarek. W zeszłym roku na sezon wiosenny udało mi się jeździć przed nim samej. Wówczas grałam 30 minut.

To, że grasz przed Czarkiem Jurkiewiczem jest swego rodzaju ironią losu.

Jakieś półtora roku temu siedziałyśmy w domku Gosi Różalskiej, z którą jeżdżę w trasę „Do Bigosu” (pierwsza w pełni kobieca trasa stand-upowa w Polsce), pracowałyśmy nad żartami przed naszymi pierwszymi open micami. Powiedziałam wtedy, że najbardziej mi się marzy, żeby właśnie grać przed Jurkiewiczem. I parę miesięcy później to marzenie się spełniło!

Jak powstał projekt „Do bigosu”? I skąd wzięła się nazwa?

To pierwsza kobieca trasa w historii polskiej komedii. Jeździmy po całym kraju (przed wakacjami graliśmy m.in. w moim Turku). W podstawowym składzie jest sześć stand-uperek: Magdalena Drojman, Martyna Podwysocka, Dolly, Gosia „Róża” Różalska, Agnieszka Matan i ja. W zależności od tego, dokąd jedziemy, to staramy się także zapraszać lokalną komiczkę do poprowadzenia wieczoru lub na open mica. Nazwa grupy to nawiązanie do Wiolki Walaszczyk i Rafała Paczesia. Występowali razem i Rafał żartobliwie skomentował coś o Wiolce, że nie na scenę, tylko „do bigosu”. Konserwatywny internet bardzo polubił to sformułowanie i zaczęło być używane jako przytyk. Stwierdziłyśmy, że trzeba to określenie odzyskać i nadać mu pozytywny wydźwięk.

Teraz pracujesz nad nowym programem. O czym będzie?

Tematyka będzie podobna. Bardzo lubię stand-uperów amerykańskich, którzy poruszają ludzkie sprawy, o których na co dzień się nie mówi. Trochę idę w tę stronę. Ostatni fragment dotyczył spowiedzi przedślubnej. A teraz pracuję nad bitem o tym, że się rozwiodłam. To bardzo bolesny temat i długo nie mogłam się do tego zabrać. Czułam, że to dla mnie ważne i chciałabym o tym opowiedzieć. Tylko jak to ruszyć, żeby zainteresować publiczność i nikogo nie skrzywdzić przy okazji? Zauważyłam, że ludzi denerwuje, że się rozwodzę. Jest dziwne podejście do rozwódek. Na jakimś występie ktoś odsunął swoją żonę ode mnie. Żeby mnie przypadkiem nie dotknęła, bo się zarazi (śmiech) To śmieszne i mocno stygmatyzujące, więc pod tym kątem chciałabym nad tym popracować. Nie wiem, czy wystarczy mi umiejętności, by to wyszło tak jak sobie zapragnęłam. Ale będę próbować.

Opowiadanie o rozwodzie ze sceny to może być swego rodzaju terapia? Czy za daleko się posuwam?

Możesz mieć rację. Pewnie dla niektórych uporanie się z trudnymi tematami na scenie może takie być. Bo mimo wszystko próbujesz śmiać się z ogromnego bólu, oswoić go, przejąć nad nim władzę i nadać mu własną narrację. Jednak przede wszystkim polecam terapię, a dopiero w drugiej kolejności scenę (śmiech)

Czy środowisko stand-uperów jest zawistne? Czytając niektóre komentarze albo oglądając roasty, można odnieść wrażenie, że różnie z tym bywa. To poza? Czy tak jak wszędzie nie wszyscy się muszą kochać?

Zależy kto. Trzymam się chyba najbardziej ze środowiskiem warszawskim i trójmiejskim. Tam są bardzo przyjazne osoby. Może to kontrowersyjne, co powiem, ale teraz jest dobry czas dla kobiet w stand-upie i komedii. Czuję duże wsparcie kolegów. Jest dla mnie miejsce na open micach i testach. Mam możliwość pokazania się w różnych formatach komediowych (np. „Masz minutę” czy „Roast me” i Stand-up No Limits). Może to wynikać z tego, że kobiet wciąż jest mniej w komedii. Coraz więcej, na szczęście, ale nadal mniej.

Wracając jeszcze do pytania, to staram się być ostrożna i uważać. Jak czuję, że ktoś jest ze mną szczery i tak ze mną rozmawia, to w porządku. Lecz nadal zdarzają się w stand-upie „koguciki”, które uważają, że cały czas trzeba się pokazać, być śmiesznym, dogryzać innym, czasem złośliwie podkopywać czyjąś kruchą pewność siebie. Jak się robi komedię od dłuższego czasu, to człowiek nie ma już siły na takie gierki (znałam już je i z czasów kabaretowych, i telewizyjnych). Chce się poznawać szczere i fajne osoby. Widać też, że stand-up jest teraz bardzo popularny i naprawdę łatwo się nim zachłysnąć. Czasem da się bardzo szybko zrobić karierę, co też może nieść ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Natomiast najbardziej lubię ludzi, którzy kochają komedię samą w sobie, a nie popularność, którą stand-up może przynieść.

Karolina Pańczyk: „Wciągnęłam się i bardzo to pokochałam”
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole