Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościGestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”

Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”

Całą tę grupę poprowadzono lub przewieziono do budynku Gestapo na rogu ulic Wodnej i dzisiejszej Szarych Szeregów. Byli wśród nich mieszkańcy Goranina w gminie Ślesin, którzy we wrześniu 1939 r. „wchodzili w skład Straży Obywatelskiej, powołanej przez władze polskie do pilnowania słupów telegraficznych stojących wzdłuż szosy. W połowie października 1939 roku aresztowano Stefana Małkowskiego, Bronisława Lewandowskiego, Stanisława Dybałę, Władysława Cegielskiego, Dominika Szkudlarka, Stanisława Kamyszka, Stefana Kopieckiego i Wincentego Rzepkę. Aresztowano też Władysława Szmyta, pełniącego wówczas stanowisko sekretarza Gminy Sławoszewek, który wydał polecenie utworzenia takiej Straży”.

Doniosła kochanka gestapowca

W przedwojennej willi burmistrza Grętkiewicza, gdzie Geheime Staatspolizei (Tajna Policja Państwowa) miała swoją siedzibę, dołączyli do nich kolejni więźniowie. Był wśród nich Franciszek Lewiński, pracownik poczty w Sompolnie oraz instruktor „Strzelca”. Zaledwie dzień wcześniej znaleźli się tam Marian Kryński oraz rodzeństwo Eugeniusz i Wanda Kortylewiczowie z Konina. W przypadku tej dwójki powodem zatrzymania był donos mieszkającej u nich Polki, która „utrzymywała intymne stosunki z jednym z gestapowców”. Kobieta poinformowała kochanka (po wojnie skazano ją za to na karę śmierci, którą w drodze łaski zmieniono na więzienie), że Wanda i Eugeniusz mają antyniemieckie nastawienie. Natomiast Marian Kryński, pracownik konińskiego gimnazjum, został aresztowany za przechowywanie w domu „starego, antycznego, zardzewiałego pistoletu”, który trzymał w ręku w momencie wyprowadzania z domu.

W budynku konińskiego Gestapo jako ostatnia widziała żywych skazańców szesnastoletnia wówczas Barbara Nowacka, która z ramienia PCK dostarczała więźniom posiłki. Również tego tragicznego dnia udała się na Wodną ze śniadaniem.

– Tam mi powiedzieli, żebym szła na Gestapo. Towarzysząca mi koleżanka się przestraszyła, więc poszłam sama – opowiadała mi kilka lat temu z żywym wciąż przejęciem zdarzenia sprzed wielu dekad. – Znalazłam się w jednym z pomieszczeń biurowych, w którym z rękoma w górze stali pod ścianą więźniowie z różnych cel. Dla jednego miałam lek do smarowania, bo tak go pobili, że był cały granatowy, więc wsunęłam mu tę buteleczkę do kieszeni. Kwilecki zdążył do mnie tylko powiedzieć „Basiu, powiedz żonie, że to ostatnie nasze widzenie”.

Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Gestapowiec kazał mu zostawić chleb, „bo bardziej przyda się kolegom z celi”
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole