Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościPodziękowania dla górnika z Chin oraz ślusarza, który uratował koparkę

Podziękowania dla górnika z Chin oraz ślusarza, który uratował koparkę

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Podziękowania dla górnika z Chin oraz ślusarza, który uratował koparkę
Konińskie Wspomnienia

Mimo oporu Niemców i części kierownictwa kopalni, jego pomysł zrealizowano i po półtora miesiąca Ds-1120 wróciła do pracy.

Niemcy bali się konsekwencji

Rodowitym koninianinem był Stefan Włodarczyk (na fot. 4 siedzi po lewej w biurowcu dyrekcji KWB w Marantowie, obok niego dyrektor Hwałek), syn właściciela fabryki maszyn rolniczych. Choć miał niezwykle rzadkie wtedy w kopalni wyższe wykształcenie politechniczne, nigdy żadnego stanowiska dyrektorskiego nie objął właśnie ze względu na niewłaściwe pochodzenie. Jako główny inżynier odpowiadał za inwestycje i - jak mi powiedział dyrektor Jerzy Więckowski - był tak przygotowany, że i tak prowadził te inwestycje samodzielnie.

- A jeżeli coś ustaliliśmy, to był bezwzględny - dodał mój rozmówca.

Owa bezwzględność dotyczyła kontrahentów, którzy nie wywiązywali się z terminów lub warunków dostaw. Zwykle w przypadku opóźnień z dostarczeniem maszyn przez Niemców ustalano nowy termin, ale kiedy poprosili o przesunięcie w tym samym czasie daty oddania dwóch kolejnych maszyn, przedstawiciele naszej kopalni postanowili sprawdzić na miejscu, co się dzieje. Okazało się, że zamówionej zwałowarki nie było wcale, bo Niemcy wysłali ją do... Hiszpanii, gdzie zapłacono im dewizami. Naliczono potężne kary, a dyrektor niemieckiej firmy stracił wtedy stanowisko, więc kiedy następnym razem Niemcy nie zdążyli na czas przygotować dla odkrywki Jóźwin elektrowozów, bojąc się konsekwencji, wypożyczyli je z jakichś niemieckich kopalń i przysłali do Konina.

Oczyszczony i bez pracy

Z drugiego końca Polski przyjechał za to do Konina Adolf Lik (na fot. 5 stoi w pierwszym rzędzie). Urodzony w 1902 roku, naukę rozpoczął w szkole rosyjskiej w carskiej wtedy jeszcze Rosji. Jego kłopoty zaczęły się po wkroczeniu do Suwałk Niemców, którzy uznali, że jako ewangelik jest ich rodakiem i powinien podpisać volkslistę. Zrobił to dopiero po aresztowaniu z powodu takiej samej odmowy starszego brata, ale kiedy otrzymał wezwanie do wojska, zdecydował się na ucieczkę. Rozesłano za nim list gończy, a lokalna prasa napisała o „wątpliwej niemieckości niektórych volksdeutschów”.

Odetchnął, kiedy wkroczyli Rosjanie, ale na krótko, bo wkrótce został przez władze radzieckie osadzony w obozie NKWD w Ostaszkowie dla internowanych żołnierzy Armii Krajowej. Do domu wrócił dopiero po trzech latach, w październiku 1947 roku. Wprawdzie rok później został przez Sąd Okręgowy w Ełku zrehabilitowany, ale nikt nie chciał zatrudnić świeżo wypuszczonego z radzieckiego łagru byłego volksdeutscha, któremu świadectwo moralności wystawili ludzie z AK. I wtedy zdecydował się opuścić rodzinne strony, lądując ostatecznie w Koninie. To jego dziełem był kopalniany chór „Górnicze Echo”, który zapisał się w dziejach nie tylko konińskiej kultury.

Grzyby po chińsku

Jednak najbardziej wyjątkową drogę do Konina przebył Stefan Wyrwas (fot. 6), o którym opowiedział mi Jerzy Ryguła.

- Przyszedłem jako czwarty do pokoju w Domu Górnika, w którym mieszkali już Jasio Kubacki, Zygmunt Ziemniarski i Stefan Wyrwas i od razu zauważyłem, że Stefan nie najlepiej mówi po polsku, że myli przypadki, liczby. I szybko się dowiedziałem, że urodził się w Chinach.

A stało się to tak, że ojciec Stefana, pochodzący z Sosnowca Stanisław Wyrwas został w pierwszych latach ubiegłego wieku wcielony do rosyjskiej armii i razem z nią skierowany do ochrony świeżo wówczas wybudowanej kolei wschodniochińskiej. W 1949 roku, kiedy Chiny opanowali komuniści, na obcokrajowców, w tym i Polaków, rzucono oskarżenie o działalność szpiegowską na rzecz Japonii, więc większość postanowiła udać się do Polski.

W związku z oryginalnymi upodobaniami kulinarnymi Stefana Wyrwasa mój rozmówca przeżył niemiłą przygodę. Otóż ze wspólnej wyprawy na grzyby pan Stefan przyniósł mnóstwo okazów, które pozostali uważali za niejadalne. Namoczył je kilka razy w wiadrze, po czym po posoleniu zjadł surowe.

- Zachwycając się smakiem, namawiał mnie, żebym spróbował, ale konsekwentnie odmawiałem - usłyszałem od Jerzego Ryguły. - Ale po pewnym czasie, kiedy zobaczyłem, że nic mu nie jest, spróbowałem. To było wieczorem, a rano poszedłem do pracy na odkrywkę Niesłusz i zaniemogłem: przestałem widzieć, jakieś koła mi przed oczami krążyły, więc poszedłem do lekarza.

- W Chinach nie takie rzeczy jedzą i twój współlokator jest do tego przyzwyczajony, ale ty więcej nie próbuj - usłyszał od doktora Ławnickiego Jerzy Ryguła.

To nasza historia

Udało mi się opisać zaledwie ułamek barwnych historii, jakimi mogliby się podzielić pracownicy kopalni, którzy przez kilkadziesiąt lat wydobywali węgiel brunatny, przyczyniając się do budowy całkiem nowego Konina. Większość tej historii działa się na moich oczach i z czynnym udziałem licznych członków mojej rodziny oraz większości rodzin mieszkańców naszego miasta. Historia kopalni to tak naprawdę historia naszego życia.

Uroczystości „W podzięce kopalni Konin” odbędą się 1 maja i rozpoczną o godzinie 11. przy hali widowiskowo-sportowej przy ulicy Popiełuszki 4. Przemarsz uroczystego korowodu rozpocznie się w samo południe. Trasa przemarszu będzie wiodła ulicami Popiełuszki, Wyszyńskiego, Alejami 1 Maja i przez Dworcową do Placu Niepodległości. Tam na godzinę 13.30 zaplanowano rozpoczęcie uroczystości z udziałem orkiestr górniczych i kapeli podwórkowej „Z Kopyta”.

- Potem w restauracji Nowa Era (dawna „Hotelowa”, później „Stylowa” - dop. RO) po drugiej stronie ulicy odbędzie się spotkanie przy wystawie „Złoże Pątnów” - zaprasza Oskar Radke ze Stowarzyszenia Tradycji Zakładu Badawczo-Rozwojowego Polmos Konin, które jest inicjatorem i głównym organizatorem wydarzenia. 

---

Zapraszamy na krótką wycieczkę po konińskiej kopalni. Przejedziemy się popularnym „krokodylem”, zobaczymy jak działa załadownia węgla brunatnego, zajrzymy też między innymi do dyspozytorni odkrywki Jóźwin IIB a na koniec odbędziemy krótki spacer po zakamarkach ogromnej koparki SRs-1800 „Dolores”.nym „krokodylem”, zobaczymy jak działa załadownia węgla brunatnego, zajrzymy też między innymi do dyspozytorni odkrywki Jóźwin IIB a na koniec odbędziemy krótki spacer po zakamarkach ogromnej koparki SRs-1800 „Dolores”.

 

strona 2 z 2
strona 2/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole