Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościPół wieku temu szynki się nie kupowało. Trzeba ją było zdobyć, załatwić albo wystać

Pół wieku temu szynki się nie kupowało. Trzeba ją było zdobyć, załatwić albo wystać

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Pół wieku temu szynki się nie kupowało. Trzeba ją było zdobyć, załatwić albo wystać
Konińskie Wspomnienia

Nie byliśmy fanami słodyczy, nasza mama nie piekła ciasta, więc na święta jedliśmy jedynie lubiany przez nas wszystkich sernik. Kupowaliśmy go w cukierni „Mini”, która przez wiele lat mieściła się w sąsiedztwie „Domu Dziecka” w pawilonie przy Alejach 1 Maja z „Supersamem”. Mieli tam jeszcze pyszne pączki po dwa złote za sztukę i bitą śmietanę, którą jadło się na miejscu. Natomiast o tym, że klasycznym wielkanocnym ciastem jest mazurek, dowiedziałem się dość późno już jako człowiek dorosły. Choć lubię jabłecznik, mazurek smakuje mi jakby składał się z samego cukru i z tego względu pozostaje dla mnie niejadalny.

W kolejkach za chlebem

Choć na co dzień chleba w sklepach nie brakowało, to kiedy ludzie kupowali go w większej ilości, centralnie sterowana gospodarka nie radziła sobie z dystrybucją pieczywa. Wprawdzie kolejki za chlebem kojarzą mi się z wolnymi sobotami i nie pamiętam, czy staliśmy za nim również przed Wielkanocą czy Bożym Narodzeniem, ale w drugiej połowie lat siedemdziesiątych czekanie godzinami na dostawę przed Domem Chleba (fot. 1) przy Dworcowej było rzeczą normalną.

Kiedy byłem małym dzieckiem, chleb kupowałem w Karliku przy ulicy Kolejowej, a po przeprowadzce w 1968 na Traugutta biegałem do „Barburki” (fot. 2 i 3), bo „Supersam” otworzono dopiero rok później. „Barburka” - tak się wtedy ten wyraz pisało - stała na rogu Dworcowej i Alei 1 Maja i była jednym z kilku takich pawilonów, jakie pojawiły się w początkach istnienia nowego Konina. Była jeszcze „Małgosia” przy Kleczewskiej (fot. 4), „Agatka” na czwartym osiedlu i „Puchatek” przy Broniewskiego, który jako jedyny przetrwał do dzisiaj. Przeważnie były sklepami samoobsługowymi i wielkością przypominały dzisiejsze Żabki.

Gazety z teczki

Część wielkanocnych zakupów robiło się też w... kiosku „Ruchu”. W tym przypadku nie chodziło o żadne kulinaria, tylko o prasę, której czytanie było formą spędzania wolnego czasu. Wśród tytułów było świąteczne wydanie Gazety Poznańskiej (później Zachodniej) z programem telewizyjnym na cały tydzień oraz między innymi tygodniki: Przekrój, Kobieta i Życie, Panorama Północy, Panorama (tak zwana Śląska), Razem i redagowany w Poznaniu Tydzień.

Ponieważ również gazety a przynajmniej niektóre tytuły były towarem deficytowym, dla zagwarantowania sobie stałego do niech dostępu najlepiej było mieć w kiosku teczkę, do której pani kioskarka odkładała zamówione pozycje. To nie było łatwe, bo przydział gazet był ograniczony. Teczkę można więc było założyć, jeśli ktoś inny z niej rezygnował, bo na przykład się przeprowadzał, albo kioskarka była osobą znajomą lub znajomą kogoś znajomego, ewentualnie - jeszcze lepiej - kogoś z rodziny.

Monroe, Peck i Asterix

Oprócz czytania gazet i książek najpopularniejszą formą świątecznej rozrywki było oglądanie telewizji. Jeśli w jednym z dwóch tylko programów państwowej telewizji było coś ciekawego, przed odbiornikiem zasiadała przeważnie cała rodzina, bo „coś ciekawego” w polskiej telewizji trafiało się wtedy nie więcej jak kilka razy w tygodniu, za to w święta mogło być i kilka takich pozycji jednego dnia.

Na przykład pół wieku temu na jedynce oglądaliśmy w wielkanocną niedzielę piąty odcinek serialu „Wielka miłość Balzaka” z Beatą Tyszkiewicz w jednej z głównych ról oraz słynne „Rzymskie wakacje” z Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem. Tego samego dnia na dwójce leciał najpierw francuski kryminał, a po nim „Rzeka bez powrotu” z Marilyn Monroe i Robertem Mitchumem.

Jeszcze lepiej było w Wielkanoc w 1978 roku. Właśnie wtedy po raz pierwszy w polskiej telewizji pokazano „Asterixa i Kleopatrę” oraz pełnometrażowy film z Kaczorem Donaldem. Oprócz tego obejrzeliśmy amerykański western oraz czterogodzinny blok „Studia Gama” z bardzo lubianymi Andrzejem Zaorskim i Zenonem Laskowikiem, a na zakończenie dnia francuski kryminał. Jakby tego było mało, na dwójce od godziny 15.25 niemal do północy leciało Studio 2 poświęcone w całości Kabaretowi Starszych Panów.

Poniedziałek był nie mniej ciekawy. Na jedynce pokazano między innymi animowany film „Między nami jaskiniowcami” a na dwójce przez cały dzień trwał maraton filmowy, który o 9.35 otworzył „Doktor Dolittle” a o 22.10 zamknął turecki melodramat. Zapadł mi też w pamięć „Lemoniadowy Joe”, świetna czeska parodia westernu, którą - jak sprawdziłem teraz w Internecie - telewizja pokazała w Wielkanoc w 1983 roku.

Jak w Peweksie

Dzisiejsze przedświąteczne zakupy w niczym nie przypominają tych sprzed czterech czy pięciu dekad. Osoby pamiętające tamte czasy często porównują obecne sklepy do ówczesnych Peweksów, gdzie za dolary lub tak zwane bony towarowe można było kupić rzeczy w normalnym obrocie niespotykane lub występujące bardzo rzadko. Dzisiaj pierwszy lepszy market ma od nich lepszy i bardziej różnorodny asortyment.

Dlatego, choć lubimy powracać do czasów swojej młodości, zakupy wolimy jednak robić w dzisiejszej Polsce.

Fot. 1 pochodzi ze zbiorów redakcji Wielkopolskiego Zagłębia, których dysponentem jest MBP w Koninie

Fot. 2 i 3 udostępnił mi Stanisław Baran, za co mu bardzo dziękuję

Fot. 4 udostępniła mi Małgorzata Glegoła, za co również jestem jej bardzo wdzięczny

strona 3 z 3
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole