Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościPół wieku temu wodę gazowaną kupowało się na szklanki. Wakacje w Koninie

Pół wieku temu wodę gazowaną kupowało się na szklanki. Wakacje w Koninie

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Pół wieku temu wodę gazowaną kupowało się na szklanki. Wakacje w Koninie
Konińskie Wspomnienia

Jestem przekonany, że gdybyśmy mogli wtedy oglądać takie seriale jak „Ivanhoe”, „Zorro”, „Sir Lancelot” „Pippi Langstrumpf” czy polskie „Podróż za jeden uśmiech”, „Wakacje z duchami”, „Przygody psa Cywila” lub „Stawiam na Tolka Banana” bez żadnych ograniczeń, to spędzalibyśmy poza domem zdecydowanie mniej czasu. Krótko rzecz ujmując, zachowywalibyśmy się tak samo jak nasze dzieci i wnuki. Różnica polega tylko na tym, że nie mieliśmy takich możliwości, skazani na dwa programy państwowej telewizji bez platform streamingowych i portali społecznościowych.

Basen i Godzilla

Kilka miesięcy przed moim wyjazdem na kolonie zakończono w Koninie budowę nowej siedziby Powiatowego Domu Kultury (dzisiaj KDK), nie trzeba więc już było jechać na film aż na drugą stronę Warty, choć przez pierwsze lata wciąż się zdarzało, że to kino Górnik miało ciekawszy repertuar. To tam - pamiętam do dzisiaj - jeździłem oglądać kolejne części przygód Winnetou i japońskiej Godzilli czy produkcje z gatunku science-fiction. Do nowego domu kultury przy ulicy Dworcowej - wciąż wtedy jeszcze składającej się z jednej jezdni - biegałem po powrocie z kolonii z kolegami głównie po to, żeby pograć w piłkarzyki. O ile udało nam się dopchać do jedynego takiego w mieście urządzenia.

Ponieważ w listopadzie 1970 roku oddano do użytku również Pałac Sportu - jak wówczas mówiono na dzisiejszą halę Rondo - tego lata po raz pierwszy w Koninie można było w wakacje iść na basen. Z czego skwapliwie korzystaliśmy, ustawiając się karnie w kolejce do wejścia do szatni, gdzie przebieraliśmy się w białe majtki i zakładaliśmy na głowy z trudem zdobyte żółte najczęściej czepki. Kuriozum z punktu widzenia dzisiejszych użytkowników krytych basenów była konieczność opuszczenia po sześćdziesięciu minutach kąpieliska, których upływ obwieszczała głośna syrena. Dotyczyło to również osób, które chciały popływać dłużej, musiały bowiem znów okazać bilet, żeby wrócić do wody.

Guma za pięć złotych

A jak dzieci mogły w Koninie spędzać latem czas wolny od nauki zanim zbudowano basen? Jak napisałem wyżej, miały siebie i cały świat dookoła do spenetrowania, a poza tym do miasta przyjeżdżały co jakiś czas wesołe miasteczka i cyrki. Ponieważ do 1968 roku mieszkałem w jednym z siedmiu poniemieckich bloków przy stacji Konin, pamiętam karuzele rozstawiane na placu obok świetlicy kolejowej. Dla sześciolatka największym wyzwaniem było przezwyciężenie strachu przed dużą karuzelą, później natomiast - kiedy wesołe miasteczka rozbijały się na placu, na którym dzisiaj stoi hotel „Konin” - podobne lęki budził we mnie diabelski młyn.

Ale to było nic w porównaniu z niebotycznie wysoką - trudno mi to dzisiaj ocenić, ale chyba mniej więcej pięciometrową - huśtawką, jaką zapamiętałem z placu przy obecnym rondzie Solidarności, gdzie dzisiaj stoi pawilon „Rondo”. Z otwartymi ustami patrzyłem na starszych chłopaków, którzy wykonywali na niej pełen obrót. Wesołe miasteczko przyjechało chyba z Czechosłowacji, bo osoby, od których kupowało się gumę do żucia (do dzisiaj pamiętam jej eukaliptusowy smak), mówiły po czesku lub słowacku. Jeden podłużny listek kosztował aż pięć złotych, co na początku lat siedemdziesiątych było sporą sumą.

Lody na patyku

Oczywistą atrakcją dostępną w Koninie tylko latem były lody. Zanim pojawiły się sprzedawane w kioskach lody bambino na patyku, a jeszcze później nakładane na rożek lody włoskie, kupowało się je od pań wędrujących po mieście - w przypadku nowego Konina były to w zasadzie dwie ulice: Dworcowa i Aleje 1 Maja - z dużymi termosami na specjalnym wózku. Po otwarciu sięgały do parującego zimną parą wnętrza specjalną łyżką i nakładały lodową kulkę na prostokątny wafelek, przykrywaną drugim takim samym. Jedzenie tak podanego specjału wymagało niemałych umiejętności, bo rozpuszczający się lód wyciekał z każdej strony, więc konsumpcja polegała na ściganiu językiem topniejącego smakołyku.

W Wikipedii wyczytałem, że lody bambino zaczęto produkować na początku lat sześćdziesiątych, kiedy rząd polski kupił w Danii maszyny pozwalające osadzić prostokątny kawałek loda na drewnianym patyku a całość zapakować w odpowiedni papier. Nie wiem, kiedy pojawiły się w Koninie, mnie wydaje się, że nastąpiło to około roku 1970. Pozostaje do ustalenia, czy wytwarzała je Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Koninie, czy też sprowadzaliśmy je z innego miasta. Moja pamięć wiąże je z kioskiem, który jeszcze kilka lat temu stał naprzeciwko dawnego gmachu Urzędu Wojewódzkiego przy Alejach 1 Maja.

Woda przy „Kolorowej”

Również w plenerze można było się napić wody gazowanej. Mówiło się na to „woda z saturatora”. Był to podobnie jak w przypadku pierwszych lodów wózek na dwóch kołach z butlą zawierającą gaz i pojemnik z wodą. Już nie pamiętam, czy szklanka samej wody kosztowała pięćdziesiąt groszy czy całego złotego. Z dodatkiem soku cena szła w górę o pół złotego. Owe saturatory stały najczęściej - tak przynajmniej je zapamiętałem - na tarasie przed „Kolorową”, gdzie z racji bliskości skrzyżowania z Dworcową, musieli je zauważyć spacerowicze przemierzający dwie główne arterie nowej części naszego miasta.

Horrorem z punktu widzenia zasad higieny było pobieżne jedynie płukania naczynia, do którego zaraz potem nalewano płyn dla następnego klienta. Ale wtedy mało komu to przeszkadzało, bo w upalne dni zawsze czekała na swoją kolej gromada spragnionych klientów. Działo się tak, bo wybór napojów chłodzących w sklepach był raczej skromny a kiedy tylko robiło się cieplej, znikały ze sklepów w mgnieniu oka. Wodę gazowaną można było też kupić bez butelki, pod warunkiem posiadania grubej i ciężkiej butli, którą napełniało się w specjalnym punkcie. Ja chodziłem do tego, który znajdował się naprzeciwko budynku Szkoły Podstawowej nr 4, na tyłach pawilonów przy ulicy Błaszaka.

Do „Lata z Radiem”, wyjazdów na wczasy i harcerskie obozy oraz innych wakacyjnych atrakcji wrócę w jeszcze jednym tekście na ten temat.

Zdjęcia pochodzą z archiwum KWB Konin

strona 2 z 2
strona 2/2
Pół wieku temu wodę gazowaną kupowało się na szklanki. Wspomnienia z wakacji
Pół wieku temu wodę gazowaną kupowało się na szklanki. Wspomnienia z wakacji
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole