Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościCała para w entuzjazm

Cała para w entuzjazm

Z HISTORII KONIŃSKIEJ KOPALNI

Dodano: , Żródło: Kurier Koniński
Cała para w entuzjazm

Konińską kopalnią kierował przez pięć lat, z których dwa przypadły na czas najtrudniejszy, tuż po wojnie. Był jednym z tych, którzy pracowali po kilkanaście godzin dziennie, nie pytając o wynagrodzenie. Przeżyte tu chwile i spotkanych ludzi Stanisław Kozłowski wspominał do końca życia.

Rodzina Stanisława Kozłowskiego zamieszkała w budynku wielorodzinnym, postawionym na terenie brykietowni, jednym z niewielu, które nie zostały potem wyburzone. Dla kierowców jadących w stronę Pątnowa jest doskonale widoczny z ulicy Przemysłowej: stoi przy skręcie w ulicę Gajową. - Zajmowaliśmy dwa małe mieszkania na pierwszym piętrze, na parterze mieszkali Poskierowie i Sieczyńscy - pamięta Krystyna Michalak. - W drugiej klatce na piętrze mieszkał Kazimierz Budziasz (Krystyna Michalak pamięta taką pisownię tego nazwiska), być może oni też zajmowali dwa mieszkania. Tego, kto mieszkał na parterze, pani Krystyna nie pamięta, niejasno kojarząc sobie jeszcze nazwisko Marciniak.

Kombinat buduje

Kilka miesięcy po objęciu przez Stanisława Kozłowskiego stanowiska dyrektora konińskiej kopalni, powstało Przedsiębiorstwo Przeróbki Węgla Brunatnego w Koninie, które zajęło się budową odkrywki Niesłusz. W planach była jeszcze druga brykietownia i wytlewnia, gdzie przy pomocy chemicznych procesów miano wytwarzać z brykietów tysiąc ton półkoksu i dwieście ton produktów płynnych (w tym między innymi benzynę) na dobę. Dyrektorem nowej firmy, zwanej potocznie kombinatem, został Karol Śniegoń, który miał w Marantowie wspólny ze Stanisławem Kozłowskim sekretariat.

Teoretycznie oba przedsiębiorstwa nie powinny były sobie przeszkadzać, ale w praktyce od początku kombinat rósł kosztem kopalni. Zaczęło się od tego, że dla jego utworzenia wydzielono część majątku kopalni. A że budowa odkrywki potrzebowała pilnie fachowców, to w dużej części zabierani ich z odkrywki Morzysław. Nowi pracownicy, szczególnie ci wykształceni - jak na przykład inż. Stefan Włodarczyk, o którym pisaliśmy we wrześniu ubiegłego roku - też szli w większości do kombinatu.

Nie chciał zostać

W lipcu 1951 r. Stanisław Kozłowski otrzymał nową nominację na stanowisko dyrektora, tym razem Kopalni Węgla Brunatnego „Konin”. Wtedy też po raz pierwszy pojawia się nazwa, pod którą konińska kopalnia funkcjonuje - z drobną modyfikacją po prywatyzacji firmy - do dzisiaj. Nieco ponad dwa lata później podjęto decyzję o połączeniu kombinatu i kopalni w jedno przedsiębiorstwo. Jego szefem został Karol Śniegoń, który - jak wynika ze słów syna - zaproponował Stanisławowi Kozłowskiemu pracę.

- Po połączeniu Spójni z Górnikiem dostałem etat w kombinacie. W sierpniu wezwał mnie do swojego gabinetu dyrektor Śniegoń, pogratulował, że jako pierwszy piłkarz z Konina gram w reprezentacji województwa i wręczył mi przegrupowanie na lepiej płatne stanowisko. Gdy wychodziłem rzucił: „A co u ojca?”

Odpowiedziałem że pracuje ZPWB we Wrocławiu i ma się bardzo dobrze. „A dlaczego ojciec nie chciał ze mną pracować?” Odpowiedziałem, że ojciec bardzo go ceni jako fachowca, ale być może trudno było mu pracować dla kogoś innego we własnej firmie.

Dyrektorem może być każdy

- Zresztą dyrektorowało się wtedy coraz trudniej - kontynuuje Henryk Kozłowski. - To był najgorszy czas stalinizmu. Potworny kryzys w kraju, w gospodarce i każdej zresztą dziedzinie życia. Nie było już entuzjazmu i poświęceń jak zaraz po wojnie. Więcej było wiecowania niż pracy. Na każdym kroku podkreślana była wiodąca i nieomylna rola partii. Nie mówiło się, że trzeba powiększyć stołówkę, tylko „realizując myśl naszej partii, powiększamy stołówkę”. Część robotników stawała się agresywna, krytykując każdą decyzję dyrekcji. Zdarzyło się, że do gabinetu ojca wtargnęli robotnicy i zażądali, żeby coś tam (już nie pamiętam, o co konkretnie chodziło) wybudować. Ojciec wyjaśnił, że się nie zgadza, bo to nie ma sensu. Jeden z nich powiedział: „No to zobaczymy! Dziś dyrektorem może być każdy”. Zdenerwowany ojciec powiedział: „Słuchajcie! Wy rządzicie krajem i bardzo dobrze, ale zakładem rządzę ja.” To polecieli prosto do komitetu partii, ale ich żądanie było tak bezsensowne, że sprawa się rozmyła.

Inżynier górnictwa

W połowie października 1953 r. Stanisław Kozłowski został przeniesiony do Zjednoczenia Przemysłu Węgla Brunatnego w Żarach, gdzie miał o wiele spokojniejsze warunki pracy, co wykorzystał na przygotowanie się do eksternistycznego egzaminu na stopień inżyniera górniczego. W czerwcu 1954 r. Państwowa Komisja Weryfikacyjno-Egzaminacyjna przy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie przyznała mu tytuł i dyplom inżyniera górnictwa w zakresie eksploatacji złóż węglowych.

Cała para w entuzjazm
Cała para w entuzjazm
Cała para w entuzjazm
Cała para w entuzjazm
Kozlowski_5
Kozlowski_6
Kozlowski_7
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole